Polski pisarz wydaje książkę o statku, o morzu, o żeglarstwie w ogóle. Niby literatura faktu, ale utrzymana w konwencji powieści przygodowej. Taki misz-masz, który początkowo skojarzył mi się z książkową luźną adaptacją "Piratów z Karaibów". Ale to było jeszcze zanim zabrałem się za czytanie, ...bo potem na horyzoncie pojawił się Indiana Jones. Tak mniej więcej można przedstawić moje pierwsze godziny spędzone nad stronami "Tajemnicy brygu Warsaw".
Narrator spotyka na spacerze tajemniczą kobietę. Niby nic. Dziwny zbieg okoliczności. Są sobie całkowicie obcy, ...a jednak nie całkiem. Łączą ich pewne wydarzenia z zamierzchłej przeszłości. Dla niego to niejasne dzieje statku "Warsaw", dla niej natomiast burzliwe losy Hieronima i Filipa, polskich powstańców-emigrantów poszukujących skarbu. Wydarzenia pozornie bez związku, ale okazuje się, że ściśle od siebie zależne. Puzzle kolejnych wspomnień, domysłów, badań tworzą historię poszukiwania zaginionego skarbu i morskich podróży, które nieuchronnie przywołują skojarzenia do hollywoodzkich produkcji filmowych.
I nie jest to nawiązanie całkowicie bez sensu, gdyż historia jest tak obfita szczegóły i niesamowite wydarzenia, że można ją przyrównać do dobrego filmu, a dodatkowym smaczkiem jest fakt, że znacząca większość wydarzeń na pewno miała miejsce w rzeczywistości. Takie inteligentne połączenie "Piratów z Karaibów", "Indiany Jones'a" i stylu reportaży z popularnonaukowego kanału "Discovery". Efekt jest dokładnie taki, jaki wydaje się być. Podróże, tajemnice, przygody, wielki skarb i starożytna klątwa Inków. Co prawda, nie jest to fabuła na modłę amerykańską, gdzie niespodzianka goni niespodziankę, a oszałamiające zwroty akcji powodują trwały wytrzeszcz u czytelnika. Książka zamiast wartką akcją przykuwa niebanalnymi wydarzeniami i przygodami i robi całkiem skutecznie.
Piotr Nawrot przedstawia interesującą historię zwykłego, na pierwszy rzut oka, statku. Wykłada ją czytelnikowi w formie relacji ze swoich obszernych badań i poszukiwań. Co ciekawsze, ubiera to w formę opowieści, dzięki czemu suche informacje o przeszłych wydarzeniach i ludziach stają się spójną, żywą i niezwykle wciągającą historią. Opowieść jest skierowana do tajemniczej słuchaczki, która czasami również sama przejmuje funkcje narratora opowieści. Dzieje statku przeplatają się z przygodami dwójki młodych ludzi. Czy tak było naprawdę, czy jest to jedynie sprytny zabieg pisarski pozwalający przejść od formy relacji do opowieści? Ciężko stwierdzić. Wszak autor sam stwierdza, że nie wszystko, co napisał jest całkowitą prawdą. Trzeba jednak przyznać, że celowość takiego działania lub jej brak, świetnie wpływa na odbiór książki. Jest dzięki temu bardziej "ludzka", nabierając cech powieści przygodowej. Czytelnik cały czas ma poczucie oderwania od rzeczywistości, a tylko umieszczane często przypisy z informacjami historycznymi przypominają mu o realności tej opowieści.
Książka liczy dokładnie 250 stron - niewiele jak na dobrą historię. A jednak, kondensacja informacji i specyficzny styl autora sprawia, że siedzi się z nosem w kartkach przez naprawdę długie godziny. Lekką monotonię narracji można początkowo uznać za wadę, ale w perspektywie całości jest to idealne dopełnienie ciekawej historii. Ze swojej strony nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do lektury. Bo jak się okazuje, Polak też potrafi dobrze opowiadać o piratach i Karaibach :)