Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Lubię gotować, piec, poznawać nieznane mi potrawy i tradycje kulinarne innych narodów.
Sięgnęłam po tę książkę, bo kuchnia krajów skandynawskich jest mi praktycznie nieznana – poza zjedzonymi kiedyś w Ikei klopsikami i poznanymi dzięki koleżance, przepysznymi, norweskimi bułeczkami cynamonowymi. A, i słyszałam o śledziu na słodko oraz sfermentowanej rybie …
Nie jest to książka stricte kucharska, choć zawiera sporo przepisów; jest to raczej kompendium wiedzy o kuchni Szwedów i Saamów (ludu zamieszkującego Laponię) oraz produktach w niej stosowanych.
Jest to opowieść o kształtowaniu się szwedzkiej sztuki kulinarnej od lat prehistorycznych, gdy około 12000 lat p.n.e. na terytorium współczesnej Skanii mieszkali łowcy reniferów i innych zwierząt, przez kolejne epoki, m. in. Wikingów, po dzień dzisiejszy. Można rzec, że jest to historia Szwedów pokazana „od kuchni”.
W następnych rozdziałach, w których omawiane są produkty używane w kuchni szwedzkiej jest mnóstwo bardzo interesujących informacji – historycznych, biologicznych, obyczajowych i kulinarnych. Dowiadujemy się jak świętowano, jakie potrawy wtedy przygotowywano, jak i dlaczego kisi się śledzie, jak król Adolf Gustaw sprawdzał szkodliwość kawy, poznajemy przesądy i legendy.
Poznajemy ponad 20 przepisów; niektóre bardzo oryginalne, jak np. Flygande Jacob (zapiekanka latający Jakub), potrawa sporządzona z kurczaka, bananów, orzeszków, boczku i przypraw, wymyślona w 1976. Ale są też potrawy bardzo proste i ogólnie znane jak placki ziemniaczane i naleśniki. Oryginalnie szwedzkie jak Gravadlax (łosoś marynowany w soli, cukrze i koperku) czy kanelbulle (bułeczki cynamonowe) lub Lussekatter (bułeczki św. Łucji).
Czyta się to wszystko niemalże jak dobry kryminał …
Do tego jest to książka bardzo ładnie wydana, na dobrym papierze i jest w niej sporo zdjęć potraw i szwedzkich krajobrazów.
Niestety, ma też wady.
Zdecydowana większość tekstu napisana jest tak drobną czcionką, że choć zazwyczaj czytam bez okularów, to tu były one niezbędne.
Kolejną usterką jest rozbieżność między numerami stron rozdziałów podanymi w spisie treści, a numerem strony na której dany rozdział faktycznie się znajduje. Np. rozdział „Alkohole” wg spisu treści zaczyna się od strony 213, a faktycznie jego początek jest na stronie 205.
Szkoda też, że nie ma skorowidzu potraw, na które podane są bardzo dokładne przepisy … wyszukanie po jakimś czasie interesującego nas przepisu może zająć sporo czasu – chyba, że sami sporządzimy taki spis.
Irytujące dla mnie było też wetknięcie stron z przepisami między strony opisowe w rozdziałach – wolałabym by przepisy były zebrane w jednym miejscu, a opisy czytać bez przeszkód.
Bardzo niewygodne w odczytaniu są też podpisy do zdjęć - tekst umieszczono pionowo, bardzo blisko miejsca zszycia stron.
Nie są to jakieś przesadne uciążliwości, ale psują dobre wrażenie z lektury – przynajmniej mi.
Ale nie będę protestować, jeśli ktoś powie, że czepiam się … bo to naprawdę warta przeczytania, niezła i interesująca pozycja.