Codziennie mijamy dziesiątki, a może setki osób. Z kilkoma rozmawiamy, chociaż czasem to tylko wymiana słów, która ma małe znaczenie. Ale pewnego dnia los stawia przed nami człowieka, który będzie w naszym życiu czymś więcej niż przygodną znajomością, o jakiej zapomina się równie szybko jak się ją nawiązało. Nikt nas nie uprzedzi, że przed nami właśnie wielka szansa na odmianę w życiu. Są chwile, które wydają się nie mieć końca, szczególnie gdy wszystko wali się nam na głowę, kiedy zaczynamy zastanawiać się nad celowością dalszego istnienia. W takiej właśnie chwili bohater książki spotyka dziewczynę, ciepła czekolada i rozmowa z nią są dla niego momentem, gdy zmienia się jego przyszłość. Sami zainteresowani jeszcze tego nie wiedzą, chociaż Mark czuje, że osobą, którą spotkał nie jest tylko przelotną znajomą. Macy rozumie co przeżywa młody mężczyzna, lepiej niż inni wie jak to jest gdy życie wymyka się z rąk, a najbliższe osoby odchodzą. Te kilka minut w mroźny wieczór poświęcone obcemu człowiekowi jest właśnie okazją, nie tylko dla niego, ale i dla niej, od losu. Jednak następne spotkanie nie jest już takie łatwe, nikt nie zna Macy Wood, kim jest ta dziewczyna? Na to pytanie odpowiada sama zainteresowana, tamto spotkanie ona też zapamiętała. Teraz kolej na odsłonienie kulis jej przeszłości, nie tak zwyczajnej jak wydawało się. Za sobą ma dzieciństwo z rodzinami zastępczymi, utratę najbliższych i szybkie wejście w dorosłe życie - jednak to wszystko nie zniszczyło jej, wręcz przeciwnie. Zasługę ma w tym pewna kobieta, która wyciągnęła pomocną dłoń do niej, gdy tego potrzebowała. Mark i Macy pomagają wspierają siebie w urzeczywistnieniu tego o czym marzą w głębi duszy, a co do tej pory ukrywali przed innymi. Jednak nim się spełnią, wiele jeszcze przed bohaterami.
Książka ma kilka planów czasowych, przeplatają się wzajemnie, dzięki nim czytelnik poznaje przeszłość postaci, która wpłynęła na ich późniejsze poczynania. W przypadku Macy najbardziej bolesne było rozłączenie z siostrą i walka o jej odnalezienie. Nie jest to łatwe, gdy prawo w imię "dobra" jednego dziecka krzywdzi drugie i je samo. Walka z przepisami, które miast chronić ranią, wydaje się nie mieć widoków na sukces. Jednak dziewczyna nie poddaje się, jej przeciwieństwem jest Mark, pewny, że wie wszystko o swojej rodzinie i po śmierci matki nic go z nią łączy. Oboje są rozczarowani miłością ojcowską, jednak czy to obiektywna ocena? Spotkanie z tymi, którzy zawiedli nigdy nie jest proste, ale może dać swoiste oczyszczenie, pomagające odejść temu co rani i dać siłę do dalszej walki o realizacje pragnień. Jest tak w przypadku ich obojga, przeszłość jest kluczem do ich przyszłości i marzeń.
"Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu", ten cytat będę kojarzyła właśnie z książką "Szukając Noel". Oddaje on tak wiele z tego co czułam podczas czytania. Nie jest jej podsumowaniem, ale fiszką w pamięci, która mam nadzieję, iż będzie się pojawiała gdy pomyślę o tym tytule. A okładka z filiżanką czekolady jest zapowiedzią wspanialej historii, która zaczyna się od spotkania, może nie tak przypadkowego jak się wydawało na początku, a kończy się ... o tym najlepiej przekonać się samemu. Warto przeczytać ją, bo to nie kolejna historia jakich wiele, ale jedna z tych, do których wraca się co jakiś czas by poczuć siłę miłości, mającej różne imiona i źródła.