Pierwsze spojrzenie na okładkę, która zachwyca swoim subtelnym pięknem, skłoniło mnie do przeczytania opisu od wydawcy. Od razu wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę, choć zapowiadała się jako dzieło okrutne, ale niewątpliwie obiecujące. Brutalne i nie pozostawiające złudzeń, że światem od dawien dawna nie rządzi nic innego jak pieniądz, podaż i popyt. Jakie to zimne, bezduszne... A przecież w tym wszystkim są ludzie! Kobiety i dzieci, podporządkowane silniejszym i robiące wszystko w tej matni intryg, aby utrzymać się na powierzchni. Gdzie pojawiają się władza i żądza, tam najbardziej cierpią niewinni.
“Szkoła luster” to opowieść o młodych dziewczynkach krzywdzonych przez panujące obyczaje, wyzyskiwanych przez własne rodziny, opowieść o osiemnastowiecznej Francji, o władcy i jego zepsuciu moralnym, o jego poplecznikach i o kobietach, które nie mogły się niczemu zbuntować, ograniczone jedynie do snucia własnych forteli.
Zaczynamy historię poznając pochodzącą z bardzo ubogiej rodziny trzynastoletnią Veronique, która za sprawą swojej budzącej się urody zostaje laleczką króla Ludwika XV. Osoby znudzonej pełnieniem funkcji reprezentacyjnych, próżnej i z braku wrażeń szukającej coraz to nowszych uniesień miłosnych, z coraz to młodszymi dziewczętami, których życia są dla niego jedynie chwilowym kaprysem. Z perspektywy dziewczynki poznajemy pozorny bezsens życia francuskiej biedoty, wraz z nią po wkroczeniu na królewskie salony zachłystujemy się splendorem i stołami zastawionymi smakołykami o jakich nigdy nie śmiała nawet marzyć.
Veronique trafia do posiadłości nazywanej “Parkiem Jeleni”, gdzie już mieszkają inne dziewczynki szkolone na przyszłe nałożnice króla, odpowiadające jego zmieniającym się upodobaniom. Podczas czytania nieustannie z tyłu głowy dźwięczała mi myśl: "tresowanie". Zabawki tych, którzy mają władzę i bogactwa. Czy te dzieci będą umiały dostosować się do tego zdegenerowanego systemu? To ohydne przedsięwzięcie miało całą swoją infrastrukturę i zmyśloną historyjkę o polskim hrabim, która była zasłoną dymną na potrzeby opinii publicznej. Był tam stręczyciel - zaufany sługa królewski, była kuplerka trzymająca nad wszystkim pieczę, panny służące zobowiązane tajemnicą, a nawet wtajemniczona guwernantka. Nauki ogłady i posłuszeństwa, jakim były poddawane adeptki, przerażały mnie do cna. Te dzieci żyły w ustawicznym strachu i oczekiwaniu na karę, jaką było odesłanie ich do domu w niesławie, okrywając hańbą rodzinę, przez to, że nie sprawdziły się na “służbie”. Jak bardzo zwyrodniały był to świat, który młodym dziewczynkom kazał nieustannie ukrywać ich myśli i uczucia, robił z nich kukły na potrzeby męskich uciech.
Następujące przez kilka dekad wydarzenia poznajemy z perspektywy różnych osób, jesteśmy świadkami bulwersujących obyczajów uchodzących za normę, widzimy społeczne przyzwolenie na krzywdę kobiet i dzieci. Wchodzimy na królewski dwór w Wersalu, który zdaje się śpiewać jednym głosem szaloną odę do przyjemności. Wkraczamy do świata pełnego splendoru, jednocześnie ociekającego zepsuciem i obłudą, gdzie każdy każdemu wilkiem.
Od zarania czasów kobiecymi powinnościami były uległość, powściągliwość i odwracanie wzroku kiedy mężczyźni sobie folgowali. W “Szkole luster”, czyli w sieci dworskich intryg, mamy możliwość dogłębnego zaobserwowania do jakiego zepsucia i deprawacji prowadzi nuda i niczym nieograniczona władza. Kiedy zaspokajanie żądz staje się ważniejsze niż człowieczeństwo widzimy do czego zdolni są zwykli ludzie, aby się wzbogacić.
"Tym królestwem rządzi występek. Mężowie przyłapują niewierne żony na cudzołóstwie. Matki stręczą córki temu, kto więcej zapłaci. Służący oszukują panów, po kryjomu sprzedają ich stroje i futra. Albo zostawiają dla złodziei otwarte tylne drzwi. Dla odrobiny własnej przyjemności ludzie wyrządzą innemu wielką krzywdę."
Były w książce momenty, kiedy musiałam ją odłożyć i zebrać siły na dalsze czytanie, za bardzo przywodziły mi one na myśl akty pedofilii. W gruncie rzeczy tym właśnie karmił się ówczesny świat, a i teraz często słyszymy w mediach o krzywdzie dzieci. Dziś jednak nie ma na wykorzystywanie nieletnich przyzwolenia. Dla współczesnego i w pełni władz umysłowych człowieka jest ono niewyobrażalne i karalne, dawniej niestety na porządku dziennym.
"Nazwał mnie laleczką. Słodką. O takiej jedwabistej skórze. Jakie drobniutkie mam paluszki. I jakie gęste rzęsy. Jak szczeniątko."
Krew się we mnie gotuje przy tym cytacie, a mowa o trzynastolatce, która nawet jeszcze nie dojrzała. Trzeba przyznać, że Autorka obrazowo potrafiła oddać klimat tej bulwersującej sceny i całego przedstawionego świata. Czytanie “Szkoły luster” mnie bolało. Niewątpliwie jest to piękna książka, ale porusza temat trudny, choć na szczęście już potępiony. Nie jest to powieść dla wszystkich, z pewnością nie dla tych, którzy nie potrafią się zdystansować i na zimno podejść do takich obciążających historii. Ze mną zostanie ona na długo.