W okładkowych blurbach popularni pisarze zachwalają “Szeptacza” jako najbardziej niepokojący i przerażający thriller jaki mieli okazję ostatnio czytać. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wybitnym przedstawicielem tego gatunku czy może znów są to tylko i wyłącznie puste hasła i slogany reklamowe? Prawda (jak zawsze) leży gdzieś pośrodku. Zacznę od tego, że jak pewnie moi wierni fani (tfu - obserwatorzy) wiedzą - ostatnimi czasy z hiper-arcy-genialnymi objawieniami z gatunku thrillera i kryminału mi nie podrodze. Praktycznie każdą taką powieść po którą sięgnęłam zjeżdżałam z góry do dołu. W końcu stwierdziłam, że najwyższy czas powiedzieć wszystkim nowo wydawanym thrillerom - pa pa, i od tej pory sięgać jedynie po sprawdzonych pisarzy. Co zatem skłoniło mnie do jednorazowego nagięcia i wyłamania się z mojego postanowienia? Nie, nie fantastyczna, jedna z najlepszych tego roku, okładka - nie zgadliście! Na “Szeptacza” zwróciłam uwagę jeszcze zanim okazało się, że ukaże się u nas w kraju i wiedziałam, że akurat tę nowość będę MUSIAŁA przeczytać. Powiedzcie mi - jak można się oprzeć thrillerowi opowiadającemu o seryjnym mordercy, któremu wszyscy znajomi na Goodreads wlepili 5 gwiazdek. Odpowiedź jest jedna - nie można.
Dzięki temu przydługiemu wstępowi wiecie teraz, że moje oczekiwania co do tej książki były ogromne, niemalże niebotyczne. Czy “Szeptacz” im sprostał? No, niestety nie. Ale ale, poczekajcie - jeszcze debiutu Alexa Northa nie skreślajcie! Po pierwsze - brak w fabule dziur logicznych i niezliczonych absurdów, co ostatnio jest niemal elementem obowiązkowym w debiutanckich thrillerach. A więc, za to brawa! Idziemy dalej - ja bym tej powieści “rasowym thrillerem” nie nazwała - bardziej obyczajówką z mocno rozwiniętym i istotnym - wręcz napędzającym całą fabułę wątkiem kryminalnym/thrillerowym. Tempo akcji w pierwszej połowie książki jest spokojne i powolne - jednak ja absolutnie nie uważam tego za zarzut, bowiem nie sprawia to, że czytelnik może narzekać na nudę. Cały czas namnażają się coraz to nowe zagadki i sekrety, przez co strony przewracają się same i powieść ta praktycznie jest nieodkładalna. A czy nie właśnie o to chodzi znacznej większości autorów thrillerów - żeby ich dzieło tak pochłonęło czytelnika, aby ten przeczytał je za jednym razem? Jeśli właśnie takiej reakcji czytelników życzył Alex North pisząc “Szeptacza” to może odetchnąć z ulgą - to się udało. Co zatem się nie udało? Niestety, o ile w pierwszej połowie klimat powieści - jak to krzyczą blurby z okładki - jest mroczny, a czytelnik nawet parę razy dozna rzeczywistego uczucia strachu, tak gdzieś od połowy autor coraz bardziej skupia się na rozwijaniu wątków obyczajowych. Przez co z każdą kolejną stroną coraz mniej jest “thrillera w thrillerze”. Tak naprawdę mało też jest w “Szeptaczu” tytułowego seryjnego mordercy. Jego postać jest istotna dla fabuły, jednak nie jest on głównym, centralnym bohaterem tej powieści. W ogóle jeśli chodzi o postacie to, zaraz po dialogach - miejscami tak sztucznych jak pośladki Blac Chyny, jest to element warsztatu pisarskiego, nad którym North powinien popracować najbardziej. Kobiety w tej powieści są. I tyle. Nic więcej o nich powiedzieć nie można. Męskie postacie też dużo lepiej nie wypadają. Festiwal nijakości. Witamy w teatrzyku papierowych kukiełek! Ok, od połowy postać jednego z głównych bohaterów - policjanta Pete’a robi się ciekawsza i zaczyna objawiać jakieś cechy charakteru i emocje, jednak to nadal jest mało - tyle, że można wywnioskować, że Pete to rzeczywiście człowiek, a nie pozbawiona duszy powłoka wysłana na ziemię przez Reptilian. Co do innych postaci - pewności nie mam. Gdyby nie intrygująca i w najwyższym stopniu wciągająca fabuła, to lektura “Szeptacza” byłaby dla mnie drogą przez mękę. No, bo jaka to przyjemność czytać książkę, gdzie postaci są tak bezbarwne i jednowymiarowe, że gdyby na którejś stronie nagle znikły i już do samego końca więcej się nie pojawiły to czytelnik nawet by nie zauważył. Jeszcze na koniec na osłodę - to, co najbardziej mi się w “Szeptaczu” podobało i co wyróżnia tę powieść (na plus) spośród masy ostatnio wydawanych prawie że identycznych (wiecie - każdy reklamowany jako NAJLEPSZY, a w rzeczywistości każdy tak samo nijaki) thrillerowych wyrobów książkopodobnych. Mianowicie - elementy nadprzyrodzone! To wyszło Northowi znakomicie - w trakcie czytania “fragmentów nadnaturalnych” miałam autentyczne ciary na plecach i wyraźnie odczuwałam niepokój. Dodatkowo - nawet po zamknięciu ostatniej kartki książki nie byłam w stanie stuprocentowo stwierdzić czy opisane zjawiska paranormalne wystąpiły naprawdę czy były tylko i wyłącznie wytworem wyobraźni jednej z postaci. Och, gdyby cały “Szeptacz” utrzymany był w takich klimatach - co za prześwietna powieść mogłaby to być! A tak jest jedynie przeciętnie.
Debiut Alexa Northa świetnie sprawdzi się jako antidotum na zastój czytelniczy - zasiądziecie do lektury i tak Was wciągnie, że pochłoniecie za jednym razem. Jednak przez wielce rażącą papierowość bohaterów i sztuczność dialogów, nie mogę Wam z czystym sercem “Szeptacza” polecić. Według mnie autor ma potencjał - pisać i kreować niepokojącą i przerażającą atmosferę potrafi - co udowodnił w scenach “nadnaturalnych”. Jeśli tylko popracuje nad warsztatem pisarskim, to z każdą kolejną powieścią powinno być lepiej. I sugeruję porzucenie thrillerów, a zwrócenie się w stronę horrorów - z takim potencjałem przyszłe książki Northa w tym gatunku to będą mogły być petardy!