Przyznam ze wstydem, że o nazwisku Kucówna nie słyszałam nigdy wcześniej, poznałam je dopiero, gdy przyszła do mnie książka „Szara godzina”. Cenieni aktorzy polskiej sceny teatralnej są mi w większości obcy, nie wszystkich znam, nie o wszystkich słyszałam, nie wszystkimi jestem zainteresowana. Myślałam, że na długo pozostanę kompletnie nieobeznana w tym temacie, jednak myliłam się do czasu, aż sięgnęłam po książkę pani Zofii Kucówny. Dzięki niej nie dość, że poszerzyłam swoją – ze wstydem przyznaję – nikłą wiedzę, to jeszcze wzmogło się moje zainteresowanie czymś, co zdecydowanie na zainteresowanie to zasługuje.
Zofia Kucówna to aktorka i autorka, która na swoim koncie ma zbiór felietonów („Opowieści moje”) oraz kilka wspominkowych książek („Zdarzenia potoczne”, „Zatrzymać czas”, „Zapach szminki” oraz oczywiście „Szara godzina”, która jest jej najnowszą powieścią). Jest aktorką filmową i teatralną, która w 1955 ukończyła Wydział Aktorski Wyższej Szkoły Teatralnej, a na scenie w krakowskim Teatrze Młodego Widza zadebiutowała w sztuce „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza. To zasłużona postać teatru polskiego, mająca na swoim koncie wiele nagród i odznaczeń.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, gdy podchodziłam do tej książki. Wiedziałam tylko, że „Szara godzina” zdecydowanie odbiega od mojego gustu literackiego i w pewien sposób stanie się wyjątkową książką, bo wśród wszelkich powieści fantastycznych oraz obyczajowych nie pamiętam, żebym czytała kiedyś wspomnienia znanej i cenionej przez innych postaci, czy to polskiego kina czy teatru. Wobec tego do „Szarej godziny” podeszłam z dystansem, z nieufnością spojrzałam na tę książkę, jednak zrelaksowałam się równie szybko, jak tylko zaczęłam ją czytać.
„Szara godzina” to ciepła i ciekawa książka o życiu polskiej aktorki, która wspomina w niej nie tylko własne przygody z teatrem, a także ciekawostki z osobistego życia oraz z życia innych, bliskich jej ludzi. Przez całą książkę przewijają się nazwiska, jedna znane, inne trochę mniej, które dla Zofii Kucówny były i są bardzo ważne, ukształtowały jej postawę i podejście do pewnych spraw. Autorka nie raz wspomina ludzi, którzy byli dla niej wzorem, jednych z niezwykłą tęsknotą, innych z serdecznością i humorem, jednak wszystkich łączy to samo – każda z tych osobistości odżywa na kartach tej powieści i, piórem autorki, opowiada swoją historię lub anegdoty z własnego życia.
Pani Zofia w swoich wspomnieniach nie odnosi się tylko do teatru, który jest przecież całym jej życiem, ale podejmuje również inne kwestie, jak np. zmieniająca się mentalność ludzka, II wojna światowa, która tak bardzo zmieniła świat, wspomina swoje dzieciństwo, pobyt w Krakowie, powrót do Warszawy, w której przeżyła wiele radosnych chwil oraz takich, które sprowadziły na nią smutek. Pisze o pracy z ukochaną młodzieżą oraz o pobycie w Rzymie. W książce tej wiele jest ciekawych sytuacji, przy niektórych łza kręci się w oku, przy innych znów uśmiech sam wskakuje na usta. Autorka opisując wszystkie te wydarzenia posługuje się pięknym, literackim językiem, do którego sama nie raz w swojej książce nawiązuje. Naprawdę muszę przyznać, że „Szarą godzinę” czytało mi się z przyjemnością, choć nie jest to książka, po którą z własnej woli bym sięgnęła i choć nie raz nie zgadzałam się z autorką w kwestii przeróżnych spraw, które podejmowała, to mimo wszystko nie żałuję, że książka ta znalazła się w moich rękach.
Nie uważam, że po wspomnienia pani Zofii Kucówny sięgnąć mogą tylko ci, którzy są zainteresowani życiem autorki lub deskami polskiego teatru, chociaż oni zrobią to ze szczególną przyjemnością. Polecam tę książkę również osobom, które mają ochotę przenieść się do czasów, które przecież już nigdy nie wrócą, poczuć ich klimat odżywający pod piórem pani Zofii. Lektura ta zawiera wiele ciekawych zdjęć autorki oraz bliskich jej osób, które – ukazane w czerni i bieli – nie raz wprowadziły mnie w melancholijny nastrój.