Gdy Julka odbiera list z ośrodka pomocy społecznej z małego miasteczka na Mazurach, z prośbą o zaopiekowanie się krewną, o której nie miała dotąd pojęcia, nie podejrzewa, że oto los szykuje jej rewolucyjne zmiany, które przewrócą jej życie do góry nogami, a także otrzyma od niego szansę, na szczęście, na miłość i na życie od nowa.
Julka postanawia wyjechać do Barwin, początkowo na parę dni, tam poznaje tajemniczą krewną, przesympatyczną staruszkę, Trudę, która okazuje się być babcią byłego męża Julii. Między kobietami od razu zawiązuje się nić porozumienia, przyjaźni. Julka zakochuje się także w Barwinach i zrządzeniem losu przenosi się tu na dłużej. Tu poznaje wojenne losy babci Trudy, która powraca do swojej przeszłości we wspomnieniach, z którymi dzieli się z główną bohaterką. Na Mazurach Julia rozpocznie nowy etap swojego życia, zakocha się, zdobędzie nowych przyjaciół, a dzięki historii Trudy doceni to, co w życiu jest najważniejsze.
"Zapach Mazur" to pierwsza część trylogii mazurskiej pani Małgorzaty Manelskiej. Objęłam ten tytuł, jak i kolejny patronatem medialnym, ale przed podjęciem decyzji nie miałam okazji zapoznać się tekstem książki. I to był błąd, bo po lekturze pierwszego tomu, który czytałam dość długo, nie jestem pewna, czy ponownie podjęłabym taką samą decyzję. Nie mówię, że żałuję, bo nie, bo to kolejne, nowe doświadczenie, które będzie dla mnie na zawsze cenne, ale przyznaję, że popełniłam błąd, bo uważam, że książka, której się patronuje, powinna nas zachwycić, zauroczyć, zapadać głęboko w pamięć i serce, a ja tak z "Zapachem Mazur" niestety nie miałam. Mam nadzieję, że może drugi tom poprawi to wrażenie i moje rozczarowanie trochę się zmniejszy.
Wracając do recenzowanej książki, nie jest to książka zła, ale mi czegoś w niej brakowało. Akcja toczy się niespiesznie, co czasami wywoływało u mnie momenty znudzenia. Wątek współczesny nie zachwycił mnie zupełnie, bo czytelnik otrzymuje tu kobietę po przejściach, nieznaną krewną, dom na Mazurach, życie od nowa, które bohaterka rozpoczyna, nie ma tu nic nowego, świeżego, odkrywczego, splot zdarzeń jest tu praktycznie taki sam jak w każdej powieści obyczajowej, jedynym przebłyskiem słońca wśród tych chmur jest wątek Trudy i Elzy, ich przeszłość wojenna, ich historia, to że autorka pokazuje nam jak wojna wyglądała z perspektywy zwykłych niemieckich obywateli, udowadnia nam, że nie każdy Niemiec był zły, że niektórzy pozostali ludźmi wbrew temu co działo się dookoła nich. Ten wątek był bardzo ciekawy i cieszyłam się gdy tylko autorka do niego powracała, ale było go zdecydowanie za mało. Sam opis zdradza nam, że akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych, ale mi tej drugiej, z przeszłości zabrakło, może gdyby tych wspomnień było trochę więcej, a akcja w powieści toczyła się sprawniej, to byłabym z lektury tej powieści zadowolona bardziej, a tak, mam co mam.
Co do bohaterów, moje serce podbiły Truda i Elza, kochane staruszki, co do głównej bohaterki, Julki, nie mam żadnych głębszych uczuć, co prawda autorka kreuje ją na dobrego, takiego do rany przyłóż człowieka, ale jak dla mnie, jest ona za idealna, tak samo jak wątek z Krzyśkiem czy domem. Być może jest to domeną powieści obyczajowych, których ja nie czytam często, ale do mnie jakoś takie wątki nie przemawiają. Niby Julka nie miała wcześniej pięknego życia, czego dowiadujemy się z jej przeszłości i to co teraz otrzymuje od losu, ma może stanowić swoistą rekompensatę. Tu osąd pozostawiam Wam.
"Zapach Mazur" to dobra książka obyczajowa, poruszająca ważne wątki z czasów II wojny światowej, która zachwyci każdą fankę powieści obyczajowych. Mnie nie porwała do końca, ale to dopiero pierwszy tom, przede mną drugi i mam nadzieję, że on mnie zachwyci, a ten na zawsze będzie dla mnie ważny i tak, bo to mój pierwszy i jak na razie jedyny patronat medialny.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu WasPos i przepraszam za dość długi czas oczekiwania na recenzję.