Dia Reeves to nieznana dotąd autorka. Nic dziwnego – Krwawy fiolet to jej debiut. Po wielu pozytywnych opiniach i zapoznaniem się z pierwszym rozdziałem książki, postanowiłam sama się przekonać, czy jest tak zachwycająca. Krwawy fiolet jest tak niekonwencjonalny, że nie wiem co napisać. Mam w głowie ogromny mętlik, więc z góry przepraszam za bałagan w mojej recenzji.
Szesnastoletnia Hanna, po śmierci ojca (co wcale nie znaczy, że z nim nie rozmawia) zamieszkuje u ciotki Ulli. Jednak po małym incydencie, gdy ciotka ląduje w szpitalu, Hanna wyjeżdża do Portero aby odnaleźć matkę. Nie chce wracać do Ulli, ponieważ ta zamknęłaby ją w szpitalu psychiatrycznym. Hanna ma nadzieję, że w Portero odnajdzie miłość i szczęście, ale zamiast tego matka ignoruje córkę i chce odesłać z powrotem do Dallas. Zawierają razem układ – albo dziewczyna dopasuje się do innych mieszkańców, albo wraca do ciotki. Hanna, aby spełnić obietnicę, zapoznaje się z Wyattem. Nie podejrzewa, że Portero jest jeszcze bardziej szalonym miastem niż ona sama.
Takiej postaci jak Hanna nie było w żadnej książce. Dziewczyna choruje na dwubiegunowe zaburzenie maniakalno-depresyjne – gdy nie zażyje leków, często ma urojenia, wpada w depresję. Zdolna byłaby nawet do zabici ciotki wałkiem. Hanna ubiera się tylko w uszyte przez siebie suknie, najczęściej fioletowe – dla uczczenia pamięci ojca. Ta dziewczyna była dla mnie jedną niewiadomą, ponieważ co chwila zadziwiała mnie swoim postępowaniem. Trudno było przewidzieć, co zrobi w danej sytuacji. Hanna poznaje co tak naprawdę kryje Portero wtedy, gdy zbliża się do przystojnego, odważnego Wyatta. Brzmi to znajomo? Być może, ale to tylko brzmienie. Chciałabym pogratulować autorce za bujną wyobraźnię. Co chwila zaskakuje czytelnika nowymi pomysłami: latające pijawki, mleczne glisty, twardogłowi, wabiki, duchy zamieszkujące w ludzkich ciałach, rozpłodniki. Wszystko to jest pomysłowe, oryginalne. Za każdym razem, gdy w książce pojawiał się nowy potwór, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ze ktoś jest w stanie wymyślić coś tak ohydnego i dziwnego.
Powieść ma cechy groteski. Pomimo że w Krwawym fiolecie jest dużo brutalności, krwi oraz potworów, to jednak wszystkie te cechy są przedstawione w zabawny sposób. Do tego dochodzi wiele niedorzecznych i tak głupich, ze aż śmiesznych sytuacji, np. kąpiel chłopca w rzece po to, aby pozbyć się pryszczy. Świat przedstawiony w tej książce jest niczym szalony koszmar senny. Autorka wyraźnie poszerzyła horyzonty mojej wyobraźni przemieniając coś niedorzecznego w rzeczywistość.
W książce nie podobało mi się to, że tak naprawdę to fabuła ukształtowała się pod koniec książki. Brakowało mi jakiejś trzymającej w niepewności i napięciu akcji. Miałam wrażenie jakby ta książka była tylko jednym długim zabawnym gadaniem o niczym konkretnym. Nie było jakiegoś powiązania wątków, a wszystko było tak jakby „porozrzucane” na wszystkie strony, co też nie znaczy, że się nudziłam. Byłam zbyt zajęta poznawaniem Porto, żeby mieć czas się nudzić.
Ta książka jest iście szalona i niezwykle oryginalna. Polecam Krwawy fiolet, bo doskonale potrafi oderwać od rzeczywistości, ale muszę przyznać, że trochę się zawiodłam na fabule i akcji.