„Następna rzecz na liście” jest kolejną powieści Jill Smolinski. Wcześniej napisała m. in. „Życie do góry nogami”. Jej artykuły ukazywały się w różnych czasopismach. Pisarka obecnie mieszka z rodziną w Mieście Aniołów, czyli Los Angeles. Prawa do „Następnej rzeczy na liście” sprzedano w takich krajach jak Szwajcaria, Brazylia czy Holandia.
Bohaterką powieści jest June Parker, mieszkanka słonecznej Kalifornii. Kobieta nie jest zadowolona ze swojego życia, zarówno zawodowego jak i osobistego. Pewnego dnia postanawia odwieźć do domu nowo poznaną Marissę. Jednak dochodzi do wypadku, w którym Marissa ginie. June odnajduje listę rzeczy, które chciała zrobić młoda kobieta przed 25. urodzinami. Główna bohaterka krok po kroku, zadanie po zadaniu realizując listę Marissy, walczy z depresją i wyrzutami sumienia. Są obok niej ludzie, którzy pomagają jej zrealizować całą listę. June nieświadomie zmienia życie swoje i swoich bliskich.
Książka na mojej półce stoi od kwietnia ubiegłego roku. Już raz rozpoczęłam czytanie tej książki. Skończyłam (nie wiedzieć czemu) na 68 stronie. Ponieważ moje tegoroczne postanowienie zakładało przeczytanie tej książki zabrałam ją nad jezioro. Zaczęłam na wczasach, skończyłam w domu.
Żałuję, że nie przeczytałam tej książki wcześniej. Naprawdę chciałabym wiedzieć dlaczego wtedy "stanęłam" na 68 stronie. Przecież dalej tyle się dzieje! Widać głupota ludzka jest niezmierzona, co nota bene wiedział już Einstein - "Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej." No, ale koniec dysput o Einsteinie, przechodzimy do konkretów.
June podejmuje się niesamowitego wyzwania w przypływie chwili. Decyzja o zrealizowaniu listy Marissy spada na nią samą jak grom z jasnego nieba. Ale w swoim, niejako szaleńczym postanowieniu nie trwa sama - otaczają ją ludzie z pozoru obojętni. Lecz samemu byłoby trochę ciężko wykreślić z listy 18 zadań. Niektóre są śmiesznie proste, inne znacznie trudniejsze, prawie niewykonalne. W wypełnianiu zadań głównej bohaterce pomagają m. in. znajomi z pracy, przyjaciółka Susan, rodzina własna i nieżyjącej Marissy. Wspólne przeżywają zabawne perypetie - zarówno w pracy jak i na polu zupełnie prywatnym.
Jedną z moich ulubionych (i jednocześnie najbarwniejszych) postaci jest Dominic Martucci. Początkowo nie lubiany przez June, stopniowo staje się jej kimś bliskim. Martucci jest bohaterem pełnym sprzeczności. Z jednej strony wydaje się być człowiekiem rozsądnym, mówiącym konkretnie, poważnie, z sensem. Z drugiej czasem zachowuje się jak zapatrzony w siebie buc. Ale mimo wszystko uwielbiam tę postać. Jest ona niesamowicie pozytywna, nakręca tę pozytywniejszą część całej historii.
Wielu z pobocznych bohaterów powieści styka się z własnymi problemami. Sebastiana zostawił partner, Bob i Charlotte nie mogą się porozumieć w sprawie adopcji, czternastoletnia Deedee odkrywa, że jest w ciąży. To tylko namiastka z tego co możemy znaleźć z tej powieści.
Jeżeli chodzi o język zastosowany w książce... Prosty w odbiorze, łatwy, a jednak skonkretyzowany. Czasem zdarzają się tzw. (przeze mnie) wtyczki, które mogą być dla niektórych gorszące. Cóż, nie można mieć wszystkiego ;)
Muszę jeszcze poruszyć sprawę okładki. Widnieje na niej młoda kobieta, leżąca na plaży. Okładka sama w sobie jest ładna, ale jeżeli ta blondynka miała jakoś nawiązywać do postaci June Parker to przynajmniej w moim odczuciu to pani nie pasuje. Dla mnie June wygląda zupełnie inaczej ;)
"Następna rzecz na liście" niesamowicie przyciąga, ma jakiś swój magnetyzm. Uwagę skupiają nie tylko barwne postacie, ale także niespodzianki takie jak spotkanie tajemniczego Buddy'ego Fitcha. Przy tej powieści nie zaznacie nudy. Pisarstwo Smolinski trzyma i nie puszcza.
Zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki. Będzie dobra jako przerywnik między czymś cięższym, jako zwykły odprężacz. Ale nie zapominajcie o głębszym przesłaniu powieści.
"A jak mawiała moja babka, szaleńcy nie mają czasu na odpoczynek."