Myślę, że Małgorzatę Musierowicz znają wszyscy, ale mimo wszystko przedstawię ją trochę. Urodziła się w 1945 roku w Poznaniu, a obecnie mieszka niedaleko tego miasta. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych i z zawodu jest grafikiem. Pisywała felietony do Tygodnika Powszechnego, aż wreszcie (na nasze szczęście), zajęła się pisywaniem powieści dla dzieci i młodzieży. Napisała m. in. kultową "Jeżycjadę", której tomy nadal powstają. Właśnie jeden z nich jest bohaterem mojej recenzji.
"Pulpecja" po raz pierwszy została wydana w 1993 roku, a wydarzenia w książce mają miejsce na przełomie lat 1991-2. Bohaterką jest Patrycja Borejko, ze względu na otyłość wynikłą z obżarstwa zwana w rodzinie Pulpecją. Dziewczyna nie ma jednak z powodu figury najmniejszych kompleksów, cieszy się wręcz nadmiernym zainteresowaniem ze strony płci przeciwnej, co uważa za pochlebne i zabawne, ale nadzwyczaj kłopotliwe. Patrycja chodzi do maturalnej klasy wraz z Romą Kowalik – swoją najlepszą przyjaciółką, z którą dotąd zawsze znajdowała wspólny język. Jednak w przeciwieństwie do zadowolonej z siebie i swojego życia Patrycji Roma nie czuje się szczęśliwa, zwłaszcza gdy widzi, że chłopak, w którym jest bez wzajemności zakochana, zaczyna zwracać uwagę na Pulpecję. Sama Pulpecja zaś, dotąd zawsze wiedząca, czego chce, niespodziewanie przestaje się odnajdywać w świecie. Zajmuje się wszystkim, tylko nie nauką do matury, ponieważ i jej serce zaczyna bić mocniej.
Po ósmy tom "Jeżycjady" sięgnęłam tylko dlatego, że pojawia się tutaj postać Floriana, którego zapewne pamiętacie z pierwszego tomu, kiedy to zwano go Bobciem. Po przeczytaniu "Sprężyny", która w ogóle mi się nie podobała w pewien sposób przyrzekłam sobie, że nie sięgnę więcej po "Jeżycjadę". Ale książki Pani Musierowicz mają "wrodzony magnetyzm". Sięgnęłam po historię Pulpy i Baltony i nie żałuję.
Myślę, ze na temat postaci nie muszę się wypowiadać. Są po prostu świetne. Patrycję pokochałam od razu, a do przyjaciółki wysłałam SMS, że ma mi poszukać takiego Baltonę, więc to chyba o czymś świadczy ;) Nieco denerwowała mnie kapryśna Ida, ale ona tak ma. Gabrysia porzucona przez męża matka dwóch córek odnajduje swoją porcję szczęścia w postaci Grześka Stryby. Każda z postaci w książce ma swoje pięć minut, mimo że nie jest głównym bohaterem.
Zauważyłam u siebie pewną rzecz. Kaprysy Idy czy sportowo-zdrowotne przyzwyczajenia Gaby zostały przeze mnie odebrane nie jako pomysł autora, by uczynić niektóre postaci niesympatyczne, ale jako ich charakter, z którym się urodziły. To się nazywa kunszt pisarski!
Lubię rodzinę Borejków i ich gniazdko uwite przy Roosevelta 5. Ono jest takie pełne ciepła i bezpieczeństwa. Jest gościnne, dobre, otulone miłością wszystkich domowników i ich gości. Tutaj każdy poczuje się jak u siebie. Zapukaj do drzwi a dostaniesz herbaty i zostaniesz wysłuchany. Raj po prostu ;)
Żałuję, że nie zapisałam sobie cytatów, które bardzo mi się podobały. Byłam tak pochłonięta czytaniem, że machnęłam ręką na tak przyziemną sprawę.
Dotąd moim ulubionym tomem "Jeżycjady" była tylko i wyłącznie "Szósta klepka", którą kocham miłością najczystszą i najszczerszą. Teraz obok niej znajdzie się "Pulpecja". Kto wie, może następne będzie "Dziecko piątku"?
"Pulpecję" gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie przeczytali. Z tą książką spędzicie cudowne popołudnie ;)