Prawie każdy, kto obejrzał film braci Wachowskich "Matrix" i nie przetrawił go jak każdą inną hollywoodzką produkcję zaczął szperać w poszukiwaniu dodatkowych informacji pokazujących w szerszym świetle zagadnienia i tematykę poruszane w filmie. Film jest wielowarstwowy i w zależności od tego czy wybierze się najpierw wątek mesjanistyczny, topos życia-snu czy też koncepcję wirtualnej rzeczywistości całkowicie zastępującej tę "rzeczywistą rzeczywistość", prędzej lub później uda się dotrzeć do książki, która nie bez przyczyny pojawia się w samym filmie, do "Symulakr i symulacji".
Dlaczego podchodzę do książki od strony tegoż filmu? Bo rzadko zdarza się, żeby zwykły człowiek (niebędący filozofem, socjologiem itp.) dotarł do tej pozycji w inny, niezależny sposób.
Jak głęboka jest królicza nora??
Zdziwią się właśnie ci, którzy sięgną po książkę, jako kolejne przedłużenie wątków zawartych w filmie. Książek wydanych na fali popularności filmu, i niejako dopowiadających i uzupełniających filmowe braki jest wiele, i są napisane stylem lekkim i przyjemnym, lekko strawnym dla człowieka przywykłego bardziej do kinematografii i sięgającego do książki od wielkiego dzwonu. Tutaj styl diametralnie się zmienia. Książka napisana jest językiem trudnym, naszpikowanym trudnymi naukowymi i pseudo-naukowymi terminami, a co gorsza (dla takiego czytelnika), została napisana prawie 20 lat przed powstaniem filmu (!!!). Tutaj zmienia się stosunek książka-film, bo nie książka jest napisana, jako rozwinięcie czy dopowiedzenie dla filmu, tylko film wykorzystuje koncepcje zawarte w książce.
Czytelnik przekona się, że królicza nora jest faktycznie bardzo głęboka, dużo głębsza niż sugeruje film. To, czym inspirowali się twórcy filmu "Matrix" to zaledwie nikła część książki, kilkanaście pierwszych stron. Wtedy staje się jasne, dlaczego Baudrillard odżegnuje się od jakichkolwiek związków jego książki z filmem. Rzeczywistość wg niego jest dużo bardziej pokręcona, skomplikowana i ...przerażająca.
Symulować, symulacja, ...symulakr
Baudrillard snuje wizję świata symulakrów - rzeczywistości opartej na znakach, które może kiedyś (a może nigdy) odnosiły się do pewnych elementów ówczesnej rzeczywistości, ale teraz odnoszą się już tylko do samych siebie. Te znaki nie udają, nie zastępują już rzeczywistości - one stają się rzeczywistością. Niby znak jest jedynie kopią, ale w świecie symulakrów, zniknięcie oryginału nie zostałoby zauważone, o ile ten oryginał w ogóle by istniał. Nie można już odróżnić kopii od oryginału, nie jest on potrzebny, świat funkcjonuje jedynie w oparciu o znaki. Znak jest już tylko znakiem i odnosi się do innych znaków, ale nie odnosi się do niczego innego. Niczego, co nadawałoby sens temu znakowi, niczego, co stanowiłoby o jego głębi. Przestaje zatem istnieć drugie dno, pozostaje tylko to, co widać, bez głębszego sensu. A jak wskazuje Baudrillard, to co widać, nie istnieje.
Główny problem wizji Baudrillarda jest taki, że ma ona jakieś poparcie w naszej obecnej rzeczywistości. Praktycznie każdy czytelnik znajdzie jakieś analogie zarówno lokalne, jak i bardziej globalne. Niby nic, gdyby nie fakt, że książka ma już prawie 30 lat i była pisana w oparciu o obserwacje poczynione w tamtym okresie. Nasuwają się wtedy pytania, czy autor ma rację i wieszczy nastanie rzeczywistości opartej jedynie na znakach, upadku realności i niejako końca świata. Czyżbyśmy, mimo poinformowania nas o tym fakcie, nieuchronnie zmierzali do zagłady samych siebie? W tym miejscu odsyłam do lektury książki. Poza wieloma pytaniami, jest tam również wiele odpowiedzi.