” Bunt nigdy nie wychodzi samoistnie. Zawsze ma jakąś podstawę.”
Wszystko zaczyna się od jakiegoś punktu. Nic nie dzieje się z przypadku. Zapis dźwiękowy na pięciolinii zaczyna się od klucza wiolinowego, następnie znajdziemy metrum, a dopiero później nasze nuty. Tak samo jest w tej serii.
Zaczynamy ją poznawać, następnie fabuła określą nam tempo akcji, budowanie relacji pomiędzy bohaterami i rozwój ich relacji. Wszystko subtelnie okraszone dźwiękami muzyki płynącej ze strun wiolonczeli. Prowadzeni poprzez czwartą suitę Bacha w różnych wydźwiękach tego akompaniamentu, w każdym z taktów tworząc swoistego rodzaju partyturę.
Jest to trzeci tom, zakończenie dla tej pełnej uczuć i rażących emocji serii, która w swoich kartach sprawiła, iż czas stanął w miejscu, a świat przestał się liczyć. Zagłębiamy się w życie bohaterów, śledząc każdy ich krok, w myślach, dając im złote rady i negując niektóre z podjętych przez nich decyzji. Obserwujemy przemianę postaci, ich podejście do miłości i wszelakich uczuć, które poznają, oswajając się z nimi.
Tajemnica, która skutecznie poprzez trzy tomy jest budowana, intryguje czytelnika i wzbudza ogromną ciekawość zostaje jak dla mnie zbyt mocno spłycona. Wychodzi ona na jaw w najmniej spodziewanym momencie, co tutaj jest oczywiście plusem, jednak tak samo cały, powstały wkoło niej pył, bardzo szybko opada. Uważam, że budowanie otoczki w obrębie tej tajemnicy przez tak długi czas i jej odkrycie powinno odbyć się większym rytmem.
Autorka w tej pozycji skupiła się na sporej liczbie akcji, szkoda tylko, że przez ten zabieg brakło czasu, aby rozbudować te już powstałe wcześniej fragmenty fabuły.
Zachowanie Stelli jednocześnie mnie dziwiło i śmieszyło. Po przejściach, jakie wydarzyły się w jej życiu dojrzała i stała się osobą, która umie walczyć o swoje racje, jednak momentami przebijała się jeszcze ta jej młoda i zagubiona strona. Potrafiła się postawić, a momentami kuliła się w sobie i zanosiła płaczem. Uciekała i chowała się niczym małe dziecko. Miała żal do Tito, a za chwilę znów trwa między nimi sielanka, tym bardziej że dzieje się to dość nagle, jakby kolejny szczegół został zbyt szybko urwany.
Profesor też zmienia swoje zachowanie względem dziewczyny. Z mężczyzny stanowczego staje się kochankiem idealnym, towarzyszem, który stara się bardziej rozumieć swą partnerkę. Otwiera się i okazuje większą dozę uczuć, które sam nadal stara się zrozumieć. Uczy się, poznaje ich moc, a i siłę, z jaką w niego uderzają.
Czy czuje się rozczarowana? Absolutnie nie. Jedynie zrobiło mi się smutno, iż na tle całości ta część wypadła naprawdę słabo, a powinna być niczym feroce dla muzycznego utworu. Czekałam na nią z wytęsknieniem, jednak nie czuje rozczarowania, bo pomimo tych kilku minusów książkę czytało mi się bardzo przyjemnie i z ciekawością śledziłam poczynania bohaterów. Obserwowałam rozwój ich relacji, cały czas im, kibicując i czekając na moment, kiedy tylko utwierdza się w przekonaniu, iż są jak Yin-Yang. Jedno bez drugiego nie będzie całością, tworząc równowagę dla siebie.