Nimue należy do podniebnych- jednego z czarownych klanów zamieszkujących celtyckie lasy. Dziewczyna ma na głowie mnóstwo problemów- w dzieciństwie została naznaczona przez demona, obecnie, mimo, że jest dopiero nastolatką, została wybrana przez prastare bóstwa do głoszenia ich woli, ludzie z klanu jej nie akceptują. Jakby tego było mało czerwoni paladyni, w ramach szerzenia chrześcijaństwa wymordowali całą jej osadę. Nimue zdążyła uciec, odbierając od umierającej matki miecz, który ma przekazać Merlinowi. Nimue wyznacza sobie misję wymordowania paladynów, zanim oni wybiją wszystkie czarowne klany. Pomaga jej młody najemnik, Artur. Okazuje się, że tajemniczy miecz to Miecz Władzy, a dzierżyć go może jedyny i prawowity władca. Gdy świat obiega wieść, że ma go młoda dziewczyna Nimue zaczynają zagrażać nie tylko rządni zemsty paladyni, ale i pragnący władzy absolutnej królowie i ich wojska.
To tak w skrócie na temat treści. Oczywiście jest tam duuużo więcej wątków. Tajemnicze więź między Nimue a Merlinem, historia młodego wojownika Artura. Młodość Percewala, pochodzenie Lancelota. Tajemniczy Gawain zwany Zielonym Rycerzem. Akcja poprowadzona jest bardzo dobrze, trudno się też nie zżyć z barwnymi i charakternymi bohaterami. Opisy bitw czytałam w najwyższym napięciu...
A czy mogę się do czegoś przyczepić? Na pewno do tłumaczenia. Ogólnie, mimo że osadzona w dawnych czasach, historia jest spisana językiem współczesnym, dzięki temu łatwo i szybko się czyta. Jednak co parę stron wtrącone jest wyrażenie zbyt hmmm potoczne i całkowicie nie pasujące, typu "ale, że co?", "Że jak? Że co? Że kto?", "ty się synek o to nie martw" itp... no Taki język do tego typu powieści nie pasuje mi wcale i kłuje tu w oczy. Szczęście, że nie trafia się na każdej stronie.
No i wydanie. To ocena bardzo subiektywna i za to nie odbieram gwiazdek, ale do mnie w ogóle nie trafia. Gdyby nie ciekawość ilustracja w ogóle nie sięgnęłabym po ten tytuł i żyłabym w nieświadomości ile dobrego mnie omija. Do takiej historii pasowałaby mi jakaś ciemna okładka, z lasem w tle, w każdym razie coś stonowanego. A tu krzyczy nam jaskrawo pomarańczowa okładka, po której nie sposób odgadnąć treści. W środku ilustracje proste i toporne- w moim odczuciu. Na pewno fani Sin City, 300, czy innych komiksów Franka Millera docenią takie wydanie, jednak w moją estetykę to nijak nie trafia. Moje szczęście, że pracuję w księgarni (po raz kolejny to powtarzam) i zajrzałam do książki z ciekawości, by sprawdzić, co mam na półce. Przeglądając ilustracje pobieżnie śledziłam tekst i tylko dzięki temu sięgnęłam po tą książkę...