Dominik jest synem dziedzica, właściciela dworu. Jego rodzice są dobrymi, dbającymi o podwładnych ludźmi, dlatego wszystko działa sprawnie, a nikt nie chodzi głodny. Jedynym zmartwieniem, jakie ma młody mężczyzna, to fakt, że nie jest tym najstarszym. To jego brat odziedziczy wszystko, to on jest kolejnym dziedzicem, on ma przywileje, a na dodatek on wychodzi za mąż za kobietę, którą to Dominik pragnie zobaczyć u swego boku. Na dodatek w dzień ślubu, na który wszyscy czekali (nie licząc jego), musi uganiać się za koniem, który się zerwał. Wcale nie ma na to ochoty, chociaż wtedy jeszcze nie wie, że to go uratuje. Jego rodzice zostają zdradzeni, a cała jego rodzina ginie. Dominik zostaje sam, bez nazwiska, domu, perspektyw, za to z bólem w sercu i tylko dzięki przyjacielowi nie wraca, aby sprawdzić, co dzieje się w posiadłości tylko ucieka. Przed nim zupełnie inne życie, o ile nie zostanie złapany. Czy mu się uda? Czy sobie poradzi?
Julianna jest jedynaczką, piękną i mądrą, a na dodatek pochodzącą ze szlacheckiej rodziny. Do jej ręki jest wiele kandydatów, w końcu odziedziczy wszystko po rodzicach, jednak ona nie zamierza z nikim się wiązać. Chciałaby jak jej prababcia leczyć ludzi, chociaż wie, że to nie będzie proste. Starsza kobieta mieszka samotnie w lesie, z jednej strony nazywana czarownicą i wyklęta z rodziny, z drugiej, kiedy dzieje się coś złego, kiedy ktoś choruje, to do niej biegną. Julianna jako jedyna z rodziny utrzymuje z nią kontakt, bardzo ją kocha, a ze względu na jej wiek, coraz bardziej się o nią martwi. Nadchodzi jednak moment, w którym będzie musiała dokonać niełatwego wyboru, ojciec mocno się zadłużył i to od niej zaczynają zależeć losy rodziny. Jaką decyzję podejmie?
Drogi Julianny i Dominika w pewnym momencie się przecinają. Kiedy? Co takiego doprowadzi do ich spotkania? Jak się potoczą ich dalsze losy?
Tego dnia, kiedy sięgnęłam po tę książkę, zdążyłam przeczytać już inną. Chciałam tylko tak z 100 stron, aby zobaczyć, co w niej się dzieje. To była noc pełna czytania, z małą ilością snu. Nie mogłam się oderwać, nie mogłam jej odłożyć choćby na chwilę, tak bardzo mi się podobała.
Historia w książce dzieje się w dziewiętnastym wieku, kiedy życie wyglądało zupełnie inaczej. Ludzie mieli inne obowiązki, inne plany, inne stroje, inaczej spędzali czas wolny. Jednak jedno się nie zmieniło – pragnęli kochać i być kochani, chociaż często były zawierane z zupełnie innych powodów.
W książce znalazłam historię dwójki ludzi, którzy wywodzą się z wysokich sfer, jednak ich życie nie układa się idealnie. Podczas czytania czułam wiele emocji. Akcja sprawnie poprowadzona, ze zwrotami, które potrafiły zaskoczyć.
Głównymi bohaterami są Julianna i Dominik. Mamy też wielu drugoplanowych bohaterów, którzy wiele do historii wnoszą i są postaciami dość ciekawymi.
Julianna to kobieta, która potrafi zniknąć niezauważona, co wcale nie jest takie proste przy służbie. Ma wielkie serce, pomaga innym, leczy ich wraz z babcią, wynosi jedzenie, aby choć trochę nakarmić głodujących. Zdecydowanie ją polubiłam.
Dominik nie jest bohaterem, którego polubiłam od pierwszych stron. Początkowo wydawał się egoistyczny, myślący tylko o sobie. Jednak im dalej poznawałam historię, tym on stawał się inny. Mnie osobiście te zmiany w jego zachowaniu, toku myślenia na tyle się podobały, że w końcu mogłam stwierdzić, że go lubię.
„Zapach bzów” to książka, w której znalazłam świetną, pełną emocji historię. Mnie bardzo się podobała, nie mogłam się od niej oderwać i z przyjemnością polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA