Marię Zdybską znam z cyklu „Krucze serce”. Już wtedy pokochałam tworzone przez autorkę historie i już wtedy nazwałam ją naszą polską Maas. Po lekturze jej najnowszej książki pt. „Pani Siedmiu Bram” nie pozostaje mi nic innego, jak tylko swoje zdanie podtrzymać, bo książka jest świetna!
Główną bohaterką powieści jest Inanna, w skrócie Ini, znana pod wieloma imionami sumeryjska bogini miłości i wojny. Ini próbuje żyć jak śmiertelniczka, wtapia się w tłum, ma normalną pracę, współlokatorkę, której trochę matkuje, znajomych, z którymi łączą ją całkiem zwyczajne relacje. To jej prawie normalne życie zostaje pewnego dnia zakłócone. Ini dostaje wiadomość, że na greckiej granicy znaleziono trupa z wypaloną na ciele pismem klinowym starożytną klątwą. Ini oczywiście potrafi odczytać wiadomość i wie, jak wielkie grozi światu niebezpieczeństwo. Będzie musiała zapobiec katastrofie. Czy uda jej się rozwikłać zagadkę, zanim bramy strzegące drogi do Zaświatów upadną? Komu w tej rozgrywce może zaufać, a od kogo powinna trzymać się z daleka?
Mogłoby się wydawać, że to kolejna książka z serii „superbohaterka ratuje świat”. Mogłoby, bo faktycznie jest w książce zagadka do rozwiązania i ważą się losy świata. Jeśli Inannie nie uda się odnaleźć sprawcy zamieszania na czas i czegoś z tym wszystkim zrobić, bramy do Zaświatów zostaną otwarte i wtedy dopiero zacznie się dziać. W niebezpieczeństwie są i ludzie i bogowie. Sami widzicie więc, że jest to sprawa najwyższej wagi. Sprawa, która wyrwała Ini z jej wygodnie poukładanego ziemskiego życia. Mogłoby to jednak tutaj słowo klucz. Chociaż w książce występuje dość oklepany motyw, który przedstawiłam powyżej, jest on podany w błyskotliwy i nowatorski sposób.
Maria Zdybska zabiera czytelnika w książce „Pani Siedmiu Bram” w niesamowitą, obfitującą w wydarzenia podróż. Podróż pełną magii, istot nie z tego świata i wielu niebezpieczeństw. Podróż, w której można się zatracić. Jest to książka z gatunku urban fantasy, która bazuje na mitologii połączonej ze współczesnością. A ponieważ bardzo lubię takie połączenia, superbohaterami i zagadkami, od których zależą losy świata również nie gardzę, zwyczajnie musiałam po tę powieść sięgnąć. Nie muszę chyba nawet wspominać o cudnej urody okładce, która dodatkowo zachęca do przeczytania książki. Piękna jest, prawda?
Muszę przyznać, że moje przeczucia mnie nie zawiodły. Jestem zachwycona książką. Barwnym i genialnie skonstruowanym światem przedstawionym, odniesieniami do mitologii, przede wszystkim sumeryjskiej, konsekwentnie prowadzoną fabułą, charakternymi postaciami, klimatem, akcją i w ogóle wszystkim. Jeśli chodzi o bohaterów, na pierwszy plan wysuwa się Ini. Uwielbiam tę postać! Została wykreowana na silną babkę, z pazurem, która nie da sobie w kaszę dmuchać, a jednocześnie delikatną, troszczącą się o innych. Z jednej strony przypomina mitologiczną boginię Isztar. Kiedy grozi jej bliskim niebezpieczeństwo, potrafi pokazać, na co ją stać, staje się wojowniczką. Z drugiej, zupełnie nie przypomina swojego pierwowzoru. Jest nawet bardziej ludzka niż niektórzy ludzie. Dla mnie to obecnie wzór kobiecej postaci w literaturze i jednocześnie ulubiona bohaterka powieści. Nie brakuje też w książce męskich postaci, na których można zawiesić oko, jednak przy Ini wypadają mimo wszystko nadal ciut blado. No bo to ona w tej książce rządzi.
Doceniam wysiłek włożony w skonstruowanie świata od podstaw, jednak na bazie istniejącego, bo wiele scen rozgrywa się w miejscach dobrze nam znanych, o których na pewno sporo trzeba było się dowiedzieć. Podobnie rzecz ma się z mitologią, o której również ot tak, bez porządnego researchu pisać się nie da. Połączyć jednak to wszystko tak, żeby idealnie współgrało ze sobą – to już sztuka. I ta sztuka się autorce udała. Akcja w powieści jest szybka, jednak trochę nierówna, bo historia rozkręca się powoli, by potem gwałtownie przyspieszyć, a pod koniec gnać jak huragan. Finał oczywiście jest zaskakujący, można powiedzieć, że wbija w fotel, jednak końcówka jest trochę zbyt szybka. Aż się prosi rozciągnąć to zakończenie na ciut więcej stron. No ale nie będę marudzić, bo w książce dzieje się naprawdę dużo, nie brakuje też spektakularnych zwrotów akcji, a i na liczbę wątków nie można narzekać. Wątek romantyczny w książce również jest. Jest delikatny, nie jest nachalny, jest tłem dla głównych wydarzeń, nie dominuje w tej opowieści, za co również ogromny plus dla książki.