Miałam nadzieję, że "Tajemnicę pustego kufra. Świąteczne śledztwo" uda mi się przeczytać przed Świętami, ale dotarła do mnie zaledwie kilka dni przed, więc niestety, obowiązki domowe nie pozwoliły mi na jej poznanie w tym czasie. Nie straciłam jednak wiele, bo oprócz podtytułu i czasu akcji, nie ma w tej książce szczególnie świątecznego klimatu.
Jest to kryminał, rozgrywający się w latach 50-tych w Anglii, konkretnie w Londynie, w okolicach Świąt Bożego Narodzenia. Główny bohater, detektyw Brett Nightingale ma do rozwiązania zagadkę śmierci tajemniczej starszej pani, księżnej Olgi Karuchin, emigrantki z Rosji. W ramach śledztwa odkrywa, że z kufra należącego do zmarłej zniknęło mnóstwo szczególnych kosztowności. Z pomocą sierżanta Beddoesa ma więc przed sobą nie tylko odkrycie czy do śmierci kobiety przyczynił się ktoś trzeci, ale też odkryć tajemnicę pustego kufra...
Podobał mi się za to nastrój, jaki stworzyła autorka, to całe tło fabularne - ośnieżone krajobrazy, powojenny Londyn z ciągle nieodbudowanymi budynkami, z jego zakątkami i nieco obskurnymi pubami, czy z dzielnicami biedoty. Autorka bardzo ładnie opisuje otoczenie, barwnie i ciekawie, klimatycznie. To jest naprawdę duża zaleta tej książki i właściwie jedna z nielicznych jej oryginalnych cech, moim zdaniem.
Innym pozytywem tej opowieści jest postać detektywa Nightingale'a, który jak na śledczego jest może nieco zbyt zwyczajny, ale przy wzbudzający sympatię i całkiem inteligentny, z poczuciem humoru, podobnie zresztą jak towarzyszący mu sierżant Beddoes. Obaj w sumie nie są jakoś specjalnie rozbudowanymi pod względem charakteru postaciami, ale czyta się o nich przyjemnie, pasują do całości i ich postępowanie jest logiczne i wyjaśnione.
Sama zagadka kryminalna okazała się dość przewidywalna. Autorka starała się ją nieco skomplikować, wrzucając różne postaci i okoliczności, ale nie udało jej się oszukać mnie, raczej zirytowała mnie pewnym chaosem narracyjnym. Nie zaskoczyła mnie też, niestety również nieszczególnie zainteresowała. To właściwie najsłabsza część tej książki, choć jako najważniejsza (w końcu to kryminał), powinna być najbardziej dopracowana. Również zakończenie nieco rozczarowuje - jest szybkie i trochę pozbawione wiarygodności.
Cała książka napisana jest dość prosto i bez jakiejś większej finezji, poza wspomnianymi wyżej barwnymi opisami otoczenia. W opisie określano ją jako trzymającą w napięciu, ja tego nie odczułam zupełnie, wręcz przeciwnie, wydała mi się nieco senna, wręcz monotonna, mimo iż akcja posuwała się do przodu całkiem zgrabnie, a czasem nawet dość szybko. Chwilami czułam się trochę znużona tą lekturą, przez co czytałam ją o wiele dłużej niż się spodziewałam, kiedy zobaczyłam jej małą objętość (nieco ponad 260 stron).
"Tajemnica pustego kufra. Świąteczne śledztwo" to książka z takich średniaków - kryminał retro z fajnym klimatem, ale pozbawiony dramatyzmu, napięcia i oryginalności w zbudowaniu zagadki kryminalnej. Wbrew podtytułowi, brakuje w tej książce też świątecznego nastroju, właściwie równie dobrze cała akcja mogłaby się rozgrywać w innym czasie. Nie jest to też opowieść, którą czyta się błyskawicznie, raczej jest dość monotonna, mimo całkiem szybkiej akcji. Nie zachwyciła mnie, ale też nie była totalnym rozczarowaniem. Ot, średniak. Do przeczytania i zapomnienia.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl