Gdy byłam małą dziewczynką przez moje rodzinne miasto ku granicy wtedy z ZSRR (obecnie z Ukrainą) od czerwca do września jechały sznury aut osobowych. To były inne marki niż te które dziś możemy zauważyć na ulicach. Królowały Fiaciki 125 i 126p, Wartburgi, Skody, Łady, Dacie i Polonezy. Do większości z nich były dopięte przyczepy kempingowe, a szczęśliwi pasażerowie udawali się na wypoczynek na plażach Morza Czarnego. Mieli nabrać opalenizny w takich kurortach jak choćby legendarne Złote Piaski, a przy okazji często udało się i dokonać ciekawej wymiany handlowej. Wraz z upadkiem socjalizmu dziś prawie nikt już w tym rejonie z naszych rodaków nie wypoczywa. Zamieniliśmy czarnomorskie plaże na basen Morza Śródziemnego. Wolimy wyjeżdżać do Egiptu, Tunezji czy Grecji.
Po zmianach politycznych na przełomie lat 80-tych i 90-tych w Europie i Azji region Czarnomorza uległ także wielu transformacjom. Rozpadł się Związek Radziecki, powstały nowe państwa. Oblicze Czarnomorza jednak pozostało jakby zacofane do centrum Europy. Czy to ciekawy region do zwiedzania? Tak i to bardzo, a do tego twierdzenia przekonała mnie książka Michała Kruszony "Czarnomorze". Autor kilkakrotnie był w tym zakątku świata. Przemierzał kraje do których terytorium należą plaże na brzegami Morza Czarnego. Często czynił to w towarzystwie przyjaciela i pracownika TV Poznań Paracela. Wrażenia z podróży spisał w książce, która okazała się dla mnie wspaniałą fascynującą lekturą, z którą w ręce udałam się do miejsc na pograniczu Europy i Azji, które są naprawdę warte zobaczenia. Była to podróż nieco niebezpieczna, bo w niektórych państwach w tym rejonie było i jest niespokojnie. Gdy Pan Michał je odwiedzał trwały w nich konflikty zbrojne, słychać było strzały, wybuchały bomby. A mimo to toczyło się w miarę normalne życie. Mieszkańcy musieli przywyknąć do gorącej atmosfery jaka długo panowała w Gruzji czy Osetii.
Z Michałem Kruszoną przemierzamy Turcję, Rumunię, Gruzję, Ukrainę, Mołdawię. Podróżujemy nie tylko w przestrzeni, ale i czasie. Bo na tych terenach wydaje się jakby czas się zatrzymał. Jakby wolniej sięgała tu zachodnia cywilizacja. Jakby ludzie tu mieszkający trwali w innej epoce i jakoś wcale nie pędzi za tempem życia właściwym dla krajów UE. Tereny Czarnomorza mają bogatą historię i przeszłość. Zapiski sięgają jeszcze starożytności. Często tu wrzało. Nie brakowało konfliktów na tle religijnym, terytorialnym. Tu niczym w tyglu mieszały się języki, wyznania, kultury i tradycje. Wschód i islam spotykały się z katolicyzmem i bardziej europejską cywilizacją. Czarnomorze jak opisuje Kruszona to nie tylko piękny region pod względem krajobrazu, ale i zabytków, śladów przeszłości, dzieł sztuki i muzeów. Ale nie tylko o nich pisze Pan Michał. W trakcie podróży zdaje swojemu czytelnikowi relację z codziennego życia zwyczajnych ludzi. Zaprasza nas do herbaciarni, kawiarni, sklepów i restauracji. Opisuje specjały kuchni, które zapewniają rozkosze podniebienia. Inaczej żyją ludzie w Turcji, inaczej w Gruzji. Tu bieda miesza się z bogactwem. Tu obowiązują inne niż w Polsce obyczaje, ale istnieje taka sama serdeczna gościnność, która każe częstować gościa mocnymi trunkami i alkohol wręcz się leje. Lektura najnowszej książki Kruszony to była dla mnie fascynująca czytelnicza podróż, która z pewnością na długo zostanie mi w pamięci. Pochwalę nie tylko ciekawą gawędę o Czarnomorzu, ale i prześliczne fotografie ukazujące specyfikę tego regionu. "Czarnomorze" to znakomita książka z gatunku podróżniczych, która z pewnością spodoba się miłośnikom tego gatunku i fanom prozy Andrzeja Stasiuka. Dla mnie ta publikacja to po prostu rewelacyjna pozycja, którą gorąco Wam polecam.