„Światło pojazdu rozproszyło mrok, ale nie na tyle, by ochronić ich przed wszystkimi niebezpieczeństwami, jakie mogły na nich czyhać. Wybrali drogę zdającą się wieść wprost ku otchłani”
Przyszłość Sandry i Roberta staje pod wielkim znakiem zapytania. Trauma z dzieciństwa Sandry staje im na drodze do szczęścia. Kobieta obsesyjnie próbuje znaleźć odpowiedzi. A Robert zrobi wszystko, żeby pomóc ukochanej. Wspólnie stają do gry, w której na szali jest nie tylko ich związek, ale i życie. Ich działalność szybko ściąga uwagę wyższych kręgów władzy.
„My kontra świat” to bardzo nietypowa książka. Podobnie z resztą do „Niewidzialnego”, który był debiutem autora. Bogusz Dawidowicz ma bardzo oryginalny sposób budowania i prowadzenia swoich opowieści. Do tego ma niebywałą umiejętność tworzenia bardzo nieoczywistych postaci.
Tak jak w przypadku „Niewidzialnego” nagle okazuje się, że połowa historii za nami. A my sami właściwie nie wiemy, kiedy to się stało. Autor ponownie zbudował bardzo autentyczny świat, w którym można zatonąć. Do tego historia Sandry i Roberta jest bardzo intrygującą. A te dwie postacie bardzo wyróżniają się na tle innych postaci z książek.
Obydwoje, zarówno Sandra, jak i Robert, są tutaj bardzo nieoczywiści. Ich pobudki są nie do końca wyjaśnione a ich warstwa psychologiczna bardzo rozbudowana. Mogliśmy ich poznać z każdej strony, chociaż wiele z ich życia jest przed nami ukryte. A pozory mogą mylić, co świetnie zaprezentował nam autor na koniec swojego dzieła.
Bardzo rzadko sięgam po książki, w których tak ciężko jednoznacznie określić ciąg przyczynowo-skutkowy i jednocześnie brak takich podstawowych informacji tak świetnie buduje napięcie. Mam wrażenie, że im więcej się dzieje w tej książce, tym mniej wiemy i mniej rozumiemy. A to sprawia, że z ciekawością odkrywamy kolejne strony i kolejne niuanse, które autor nam podsuwa pod nos, jednocześnie odsuwając nas od wyjaśnienia.
Do tego autor nie boi się poruszyć ważnych społecznie tematów. I robi to wprost fenomenalnie. Idealnie dopasowuje je do otoczenia i ma uzasadnienie dla każdego z poruszanych tematów. Dzięki temu czytelnik nie odnosi wrażenia, że temat jest po prostu rzucony jako przynęta. Ponownie autor swoją książką zmusza do myślenia. Do przeanalizowania swoich poglądów. Zmusza nas do zatrzymania się i do zadawania pytań.
Cała książka jest krótka, bo ma 274 strony. Ale na tych 274 stronach autor umiejętnie przedstawił nam całą historię, nie odkrywając wszystkich kart. Jestem pod wrażeniem poprowadzenia tej historii i tego, jak autor potrafi manipulować czytelnikiem. Nagle się okazuje, że nasze współczucie było skierowane nie w tę stronę co trzeba.
W tej książce zło zdecydowanie nie jest wyrzucone na pierwszy plan. Jest ono ukryte. Ukryte za pięknymi oczami i pięknymi słówkami. Jest ukryte za miłością i uczuciami. Zbliża się powoli i osacza nas. A my orientujemy się, gdy jest już za późno.
Żeby podsumować moje odczucia odnośnie do tej książki, posłużę się swoimi własnymi słowami, które napisałam przy okazji recenzji „Niewidzialnego”: „Wysmakowana i niebanalna w swej banalności książka”. Uważam, że zdecydowanie potrzebujemy więcej takich książek na rynku czytelniczym.