Jestem wielką miłośniczką psów i dumną posiadaczką mojego kochanego Bąbla, rasy bardzo pospolitej i znanej – czyli kundelka :) Dlatego, gdy tylko pojawiła się okazja i możliwość przeczytania książki pani Izy, to wiedziałam, że muszę, że chcę, że jestem jej niezmiernie ciekawa. I tak oto przeczytałam pierwszy „psi kryminał”, który nie do końca okazał się kryminałem, ale który to rozbawił mnie do łez ;)
Albrecht, dla przyjaciół – Al, jest bardzo szanowanym psem na swoim podwórku, wśród innych psich mieszkańców okolicznych penthousów. Wielu z nich nie tylko ze względu na jego pochodzenie (a należy on do Bloodhoudów, czyli psów św. Huberta), ale też na wiedzę na tematy społeczne, znajomość łaciny i wielu wybitnych pisarzy i filozofów, zwraca się do niego z pytaniami, czy przychodzi po poradę. Ma on wielu przyjaciół, dlatego, gdy jeden z nich ginie, to reszta zwraca się do Ala o pomoc. Wszystko wskazuje, że biedny Aleksander, nie zszedł z tego świata, całkiem dobrowolnie, że ktoś mu w tym bardzo pomógł. Nie mija wiele czasu, gdy ginie kolejny pies, tym razem ich znajoma. I tak Al oraz inne czworonogi, jedne z obawy o własne życie, inne z ciekawości, koniecznie chcą się dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi.
Wszystko by wskazywało, że dowiemy się coś więcej, że weźmiemy udział w „psim śledztwie”, jednak tak naprawdę, mało tu dochodzenia, tropienia czy węszenia, a więcej opowieści. Al przedstawia nam przede wszystkim Laurę i ich wspólne życie. Uważa on, że jest najważniejszy w jej życiu, poza co raz to liczniejszymi ostatnio, wizytami jej absztyfikantów. Jednak nie martwi go to zbytnio, bo wie, że żaden mężczyzna długo nie zagrzeje miejsca przy jego ukochanej Laurze. I tak oto stopniowo poznajemy nie tylko Laurę, ale także jej sąsiadów, codzienne rytualne spacery a przede wszystkim bardzo mądre spostrzeżenia, dotyczące ludzi. Bo Al jak i inne psy bardzo dużo wie na temat ludzi i wysuwa bardzo ciekawe wnioski. I tu książka po prostu zwaliła mnie z nóg. Punkt psiego widzenia, tego jak jesteśmy postrzegani, rozbawił mnie do łez. Zaznaczyłam sobie wiele fragmentów, przy których śmiałam się tak, że aż powstrzymać się nie mogłam, nie przytoczę tu wszystkich, bo bym musiała pół książki chyba przepisać, ale tak oto Al myśli o nas, gdy rano wstajemy:
„Wstała. Popatrzyłem na nią i zrozumiałem, dlaczego księżniczki w zapiskach bajkopisarzy najczęściej śpią. Przebudzone wyglądają jak matki Grendela.”
Ale Al nie tylko, co do ludzi ma całkiem ciekawe spostrzeżenia, bo i o swoich towarzyszach mówi tak:
„... – zobaczyłem, że Tofik ma bardzo smutny pysk, smutny nawet jak na basseta, który zawsze wygląda jak klient wypuszczony z alkoholowego odwyku.”
Jest tego naprawdę dużo, dużo więcej, i z całą pewnością każdy miłośnik psów, inaczej od tej pory będzie patrzył na swojego czworonoga. Ja zakochałam się za równo w tym bardzo inteligentnym psie, jak i jego znajomych, a przy okazji dowiedziałam się, komu zależy na ich śmierci. Tak, bo chociaż napisałam, że mało tu kryminału, to w końcu poprzez rozważania Ala, dowiadujemy się, kto za tym wszystkim stoi, i dlaczego zabija niewinne zwierzęta. A stało się to tak niespodziewanie, że prawie przegapiłam ten moment. Byłam tak skupiona na ironicznym nastawieniu Albrehta do życia, że prawie nie zauważyłam, kiedy rozwiązała się zagadka, która jak dla mnie nie jest najważniejsza, tylko pięknie dopełnia całości.
„Strzeż się psa” to bardzo ciekawa i zabawna książka, od której każdy miłośnik psów, wręcz nie będzie mógł się oderwać. Ja przeczytałam ją jednym tchem i z całą pewnością jeszcze kiedyś do niej wrócę. I polecam ją gorąco wszystkim właścicielom czworonogów, może i wy od tej pory inaczej spojrzycie na te nasze kochane mordki :) Ja choć skończyłam ją czytać już parę godzin temu, to nadal mam uśmiech na twarzy i nie mogę przestać myśleć o Alu i wielu zabawnych sytuacjach. Dla mnie ta książka to coś zupełnie nowego i bardzo ciekawego, książka, która rozbawi i nie da się szybko zapomnieć !