Rodzice czternastoletniego Jake’a zaginęli, a jest to o tyle straszne, bo zaginęli gdzieś w odmętach historii świata. Mogą być wszędzie, a co straszniejsze w każdym czasie, wieku, momencie historii. Jedna pochmurna noc, w której młody chłopiec został „porwany” zmienia wszystkiego w jego życiu, bowiem dowiaduje się, że jego szaleni rodzice należą do Tajnych Służb Straży Historii, które mają na celu chronić historię. Jake chcąc ich odnaleźć przenosi się z Londynu dwudziestego pierwszego wieku do szesnastowiecznej Francji, do głównej siedziby stowarzyszenia. Tam poznaje innych agentów z różnych epok. Podstępem dostaje się na statek grupy, która ma za zadanie odnaleźć jego rodzicieli, a także uratować świat przed obłąkanym Zeldtem, który ma zamiar zniszczyć historię, którą znamy, o której uczymy się na lekcjach. Czy im się uda? Czy Jake odnajdzie swoich rodziców? Czy udaremnią plany Zeldta? Czy jednak Zeldt dokona zagłady świata? Cóż za misterny plan uknuł książę ciemności?
Damian Dibben jest zakochanym w swoim mieście londyńczykiem. „Strażnicy historii. Nadciąga burza” to jego debitu literacki. Zanim zaczął pisać książki, pracował, jako scenarzysta przy przeróżnych projektach filmowych, takich jak „Kot w butach” czy „Upiór w operze”, zaś jego własny scenariusz „Seventh Heaven” ma niedługo wejść do produkcji. Interesuje się historią starożytną, naukami przyrodniczymi oraz powieściami przygodowymi.
Sam pomysł z Tajnymi Służbami Straży Historii jest naprawdę ciekawy. Sama od zawsze chciałam przenieść się w czasie. Zobaczyć jak kiedyś wszystko wyglądało, bo nie wiem, czemu patrząc na stare czarno-białe fotografie wyobrażam sobie świat również w takich barwach. A przecież było w nim tyle kolorów! Oj, chciałabym się przenieść od wiktoriańskiej Anglii i sama założyć piękną suknię, albo zobaczyć starożytny Egipt. Strażnicy historii i cała podróż w czasie są mocnymi plusami tej książki.
Autor posługuje się łatwym w odbiorze językiem, choć tłumaczenie procesu podróży w czasie Itak nie zrozumiałam, ale w końcu był on związany z fizyką, a jej chyba nigdy dobrze nie zrozumiem. Pomimo tego, że posługuje się on prostym językiem nie czytało mi się jego książki zbyt dobrze. Nie wiem dlaczego. Niby temat i wykonanie dobre, ale do mnie ono nie przemówiło.
W powieści nic nie było dobrze zarysowanie. Bohaterowie w ogóle mnie do siebie nie przekonali. Byli jacyś dziwni. Sam główny bohater nie przypominał mi czternastoletniego chłopca. Czułam, jakby został na siłę ukazany z jak najlepszej strony. Nie zauważyłam u niego żadnych wad. Jakąś minimalną dozą sympatii obdarzyłam tylko Charliego, ale tylko małą i tylko jego, niestety.
Akcja jest, a niby jej nie ma. Niby dzieje się coś ciekawego, ale nie porwało mnie tak jak miało. Nie wiem, cały czas mam do tej powieści mieszane uczucia. Jednak wiem i czuję, że powieść nie spodobała mi się tak jak miała. Nie czytałam jej z zapartym tchem. Czytałam ją chyba tylko po to, żeby ją dokończyć i tylko po to, aby dać jej jednak szanse. Przekonać się czy jednak autor czymś mnie zaskoczy. Niestety przeliczyłam się.
Jak widać moja opinia jest pełna sprzeczności, dlatego najlepiej samemu się zapoznać się ze „Strażnikami historii. Nadciąga burza” Damiana Dibbena. Nie twierdzę jednak, że powieść się nikomu nie spodoba. Może do kogoś ona przemówi, w końcu każdy ma inny gust. Nie wiem, jakoś nie umiem z czystym sercem jej odradzić, ale mogę jedynie powiedzieć, że znam o wiele lepsze książki młodzieżowe czy przygodowe. Jeśli jesteście zainteresowani przeczytajcie, choćby po to, żeby wyrobić sobie własną opinię, jeśli od początku was nie zainteresowała, nie musicie po nią sięgać. Nawet po przemyśleniu nie wiem, co mam o niej sądzić i muszę przyznać, że jest to chyba pierwsza taka książka, a już na pewno pierwsza od bardzo długiego czasu. Mam jednak nadzieję, że Dibben przekona mnie do siebie drugim tomem serii, bo jak zwykle moja ciekawość nie zna granic i muszę się dowiedzieć, co będzie dalej. Mogę jeszcze dodać, że niesamowicie mi się podoba tył okładki, piękne kolory i piękne widoki, to jest coś co lubię.