Paryż był pierwszy, a w tym roku przygodę z Rutherfordem zaczynam od „Nowego Jorku”. Nie sądziłam, że książka opisująca losy rodzin może mnie tak zainteresować.
Na prawie 1000 stronach mamy do czynienia z wycieczką, na którą na pewno warto się wybrać.
Najpierw narrator zabiera nas na wyspę Manhattan, gdzie rozpoczyna się historia wampumu. Biała Łania przygotowała go dla swojego ojca. Mężczyzna chciał się opiekować swoją córką, ale miał też rodzinę. Żona doskonale wiedziała o jego zdradzie. Nienawidziła Indian, ale nie opuściła męża. W czasie jednej z podróży dręczyły go wyrzuty sumienia. Nie miał prezentu dla córki. Wreszcie zdobył niezwykłą monetę. Podarował ją córce. A otrzymany w prezencie Wampum miał przynosić szczęście jemu i jego rodzinie. Stworzony na nim napis oznaczał: Ojciec Białej Łani.
I tak, przez kolejne epoki wampum i moneta krążyły między kolejnymi członkami rodziny, przekazywane następnym pokoleniom, ukochanym i bliskim
.
Opowieść narratora rysuje przed nami historię powstania Nowego Jorku, kształtowania się miasta, przemian politycznych i krwawych rewolucji. Możemy być świadkami nietolerancji, wielkiego bogactwa, ale i biedy. W Nowym Jorku nigdy nie wiadomo, co może się przydarzyć. Konie i urokliwe dorożki zastępuje szybki rolls royce. Na miejscu dawnych willi powstają drapacze chmur i słynny budynek Wall Street. Przybywają imigranci, wpatrzeni w Statuę Wolności. Poznajemy nie tylko Indian, Holendrów i Anglików, ale też Włochów, Żydów i wielu innych. Widzimy, jakie walki toczy się, by skończyć z niewolnictwem i jak rodzą się kolejne pokolenia ze swoimi marzeniami i pragnieniami.
To jednak nie tylko opowieść o niezwykłym mieście, w którym podobno żyje się najlepiej na świecie, ale też pokazanie historii bohaterów. Miłość, zdrada, małżeństwa, rozstania, przywiązanie do rodziny, tradycja i reakcje na zmiany. Każda postać rysowana kilkoma kreskami staje się wyrazista, a najbardziej interesujące są oczywiście te niepokorne.
Historia Nowego Jorku zakończyła się na wydarzeniach z 11 września i zamachu na World Trade Center. Wampum niemal do końca jest obecny, podobnie jak moneta.
Książka, której nie mogłam wziąć do autobusu, ze względu na wagę i objętość. Gdy zaczynałam czytać w domu, przykryta ciepłym kocem i z kotem na nogach, nie mogłam się oderwać. Oczywiście zawsze będę zakochana w „Paryżu”, ale Nowy Jork też zrobił na mnie wrażenie.