"Nocą milknie ostatni dźwięk,
Wszystko zamarło.
W ciszy na oślep skrada się lęk,
Chwyta za gardło.
Czołem zimnym o szybę trach!
Czy mnie ktoś woła?
W oczach czai się zimny strach,
Krąży dokoła.
Szelest liści, czy serca krzyk
Słychać za oknem.
Uśnij serce, to nic, to nic,
To szumy nocne". [1]
Mówi się, że najlepiej najpierw przeczytać książkę, a dopiero potem zdecydować się na obejrzenie filmu czy serialu zrobionego na jej podstawie. I często tak właśnie robię. Czasem jednak okazuje się, że gdybym nie obejrzała jakiegoś filmu, nie wiedziałabym nawet o istnieniu powieści, która zainspirowała twórców do jego nakręcenia. Tak było właśnie w tym przypadku. Od lat znany jest mi film "Strachy" nakręcony w 1938 r. ze wspaniałymi kreacjami Eugeniusza Bodo, Hanny Karwowskiej i Jadwigi Andrzejewskiej. Z urywków znam też serial z 1979 r. pod tym samym tytułem, w którym w role głównych bohaterów wcielili się Krzysztof Chamiec, Izabela Trojanowska i Barbara Gołaska (może kiedyś uda mi się nadrobić zaległości i obejrzę go w całości, choćby po to, by porównać go z filmem i książką).
"Strachy" to bardzo głośna w okresie międzywojennym książka, opublikowana po raz pierwszy w 1938 r. Jest to pisarski debiut Marii Ukniewskiej (1907-1962). Autorka w młodości była tancerką rewiową. Swoje spostrzeżenia, i wrażenia pochodzące z tamtego okresu postanowiła (już po zrezygnowaniu z bycia girlsą) przelać na papier. Tak właśnie powstała ta powieść.
Główną bohaterką swego dzieła uczyniła pochodzącą z biednej rodziny Teresę Sikorzankę. Poznajemy ją w chwili, gdy ma szesnaście lat i od kilku miesięcy pracuje w podrzędnym teatrzyku jako girlsa. Zatrudniła się w nim na przekór rodzinie, która uważała, że powinna zostać fryzjerką. Pomimo braku poparcia jej wyborów życiowych, dziewczyna przez miesiące utrzymuje za swoje pieniądze bezrobotną i porzuconą przez męża matkę oraz swoje młodsze rodzeństwo. Podkochuje się w gwieździe owego teatrzyku - starszym od niej o kilkanaście lat Zbigniewie Modeckim. Wkrótce nawiązuje z nim romans, ale zaraz potem właściciele teatru bankrutują i występujące na scenie osoby muszą szukać nowej pracy. Teresa trafia do innego miasta, gdzie wraz z koleżankami zostaje zatrudniona w innym teatrzyku. Tam też poznaje swoją rówieśnicę - Linkę. Okazuje się, że ta znajomość będzie mieć ogromny wpływ na obie dziewczyny i ich przyszłość.
Książka opowiada o mrocznym obliczu dwudziestolecia. Możemy poznać świat teatrzyków i rewii od kulis. I nie jest on tak kolorowy, jakim wydawać się mógł publiczności zgromadzonej na występach. Widzimy więc ciężką pracę, rywalizację, upokorzenia i wielogodzinne próby, a potem stresujące występy. "Czas w teatrze mierzy się tym, co idzie na scenie. Zegar nie mówi nic. Nie ma minut, nie ma godzin, są numery i finały. Nieraz przedstawienie zleci nie wiadomo kiedy. A czasem wlecze się i wlecze, zwłaszcza druga część rewii". [2] Taką cenę płacą girlsy za próbę wyrwania się z biednego środowiska. Upadanie teatrów dosłownie z dnia na dzień sprawia, że pracujący w nich ludzie nie czują się bezpiecznie. Nie są im też obce przygodne znajomości, wczesna inicjacja seksualna, prostytucja, aborcje, samobójstwa, alkohol i depresja, z którą wiążą się tytułowe strachy. Girlsy szybko stają się dorosłe. Główna bohaterka do teatrzyku trafiła w wieku piętnastu lat i już po roku w niczym prawie nie przypomina nastolatki. "Dzieciństwo oddaliło się od niej z zatrważającą szybkością. Stała się raptem dorosła. Za każdy popełniony błąd ona tylko będzie cierpieć". [2] W książce dużo jest wątków obyczajowych, autorka nie skupia się tylko na scenie i kulisach. Poza wspomnianymi przeze mnie zagadnieniami, możemy natknąć się też na problem biedy i śmierci, której zapobiec mógłby kontakt z lekarzem, uniemożliwiony przez brak wystarczającej ilości pieniędzy.
Na początku napisałam o tym, że powieść przeczytałam dopiero po obejrzeniu filmu na jej podstawie. Stało się więc to, co się stać musiało. Modecki miał dla mnie twarz Bodo, Sikorzanka Karwowskiej. Podobnie stało się z innymi postaciami występującymi i w filmie i w książce (bo nie wszystkie się ze sobą pokrywają). Czytając wiedziałam też mniej więcej, co się stanie. Niektóre dialogi były dosłownie identyczne jak te w filmie. To wszystko nie przeszkadzało mi, byłam ciekawa różnic pomiędzy książką a obrazem kinowym i na wiele ich natrafiłam.
Powieść czytało mi się bardzo szybko, nie mogłam się od niej oderwać. Jeśli chodzi o stronę językową to charakterystyczne dla narracji Ukniewskiej jest wplatanie od czasu do czasu wyrażeń dźwiękonaśladowczych oraz dzielenie wyrazów na sylaby i używanie przy tym wykrzykników (głównie w dialogach). "Króciutka przygrywka - i orkiestra milknie. Wysuwają się jedna za drugą, szurają stopami raz! dwa! - bez muzyki - łudząco przypominając ruszanie pociągu. Pa!-ta!-taj!-pa!-ta!-taj! patataj! patataj! patatajpatatajpatatajpatatajpatataj... - wybijają czeczotki raz prawą nogą, raz lewą, coraz prędzej i prędzej, ale nie jest to jeszcze pełny bieg. I nie jest jeszcze najtrudniejsze pas. - Te-raz! Rraz! - syknął profesor zza kulis". [3] Sposób pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu.
Czytając powieść miałam też świadomość, że choć sami bohaterowie i konkretne wydarzenia są fikcją, to książka ma w sobie ogromny ładunek gorzkiej prawdy o ówczesnym życiu codziennym pewnej grupy ludzi. Jak już pisałam, publikacja ukazała się w roku 1938, a jej akcja toczy się na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, została napisana przez byłą girlsę, dlatego jest ona moim zdaniem bardzo wartościowa, szczególnie dla osób, które chcą bliżej poznać tamtą epokę i to niekoniecznie tylko od tych jasnych stron.
Przypisy:
1. Fragment piosenki Strach z filmu Strachy (1938) wykonanej przez Eugeniusza Bodo
2. s. 149
3. s. 131
Maria Ukniewska, "Strachy", Czytelnik, Warszawa 1975.