Strach mędrca to kolejny tom przygód Kvothe'a, który przebywa na uniwersytecie już niemalże rok, rozwija się, dojrzewa, wpada w coraz poważniejsze tarapaty i nie przestaje poszukiwać prawdy o Chandrianach. Utwór stanowi oczywiście dalszy ciąg opowieści rudowłosego oberżysty z Imienia wiatru, a pomiędzy pierwszym i drugim tomem powieści minęła tylko jedna noc. Zaczęłam się zastanawiać, czy można zacząć lekturę serii od najnowszego tomu i doszłam do wniosku, że jednak kluczem do zrozumienia Strachu mędrca jest znajomość pierwszej książki Rothfussa. W przeciwnym razie czytelnik nie wychwyci licznych aluzji do przeszłości bohatera, która miała ogromny wpływ na jego dalsze postępowanie, a przede wszystkim nie będzie w stanie zrozumieć motywacji jego działań. Najnowsza książka Rothfussa została podzielona na dwie części – druga z nich ukaże się na początku przyszłego roku. Jest to pewnego rodzaju niedogodność, szczególnie dla niecierpliwych czytelników, którzy muszą czekać, by poznać dalsze losy bohatera, ale myślę, że każdy, kto przeczytał Imię wiatru, z radością sięgnie po kolejne tomy. Poza tym teksty te są dość obszerne i gdyby wydawnictwo zdecydowało się wydać w jednej części Strach mędrca, powieść miałaby grubo ponad tysiąc stron.
Często dzieje się tak, że kolejne części cyklu czy serii są napisane na dużo gorszym poziomie, bo pisarz wyczerpał najciekawsze wątki i po prostu pisze, żeby pisać. Na szczęście w przypadku Strachu mędrca nic takiego nie miało miejsca, powiem nawet, iż jest odwrotnie – druga część wciąga i intryguje jeszcze bardziej. Myślę, że Patrick Rothfuss jest przede wszystkim świetnym gawiędziarzem, który lubuje się w opowiadaniu różnorodnych historii. Takich opowieści jest w Strachu mędrca kilka, choćby historia zakonu Amyr, czy opowieść głównego bohatera o starym żebraku, która nabiera cech wręcz parabolicznych. W końcu, jak powiedział Mistrz Sympatii, "cała prawda świata zawiera się w opowieściach".
W najnowszym tomie autor szczególnie zaakcentował wątek przyjaźni Kvothe'a z Simmonem i Wilem, którzy cierpliwie pomagają koledze wykaraskać się z kolejnych kłopotów. Przy okazji poruszył temat pochodzenia i stereotypów związanych z postrzeganiem pewnych nacji. Kvothe wywodzi się z ludu Edema Ruh, którzy spędzają życie, wędrując ze swoimi grupami artystycznymi i są postrzegani jak Romowie – powszechnie uważa się, że żyją z kradzieży, porywają dzieci i uprawiają tajemnicze praktyki pseudoreligijne. Główny bohater swoją postawą chce pokazać, że wcale nie jest gorszy od innych, wręcz przeciwnie – jego pochodzenie jest powodem do dumy, gdyż dzięki niemu jest prawdziwym artystą, mistrzem lutni, a muzyka jest tym, czego potrzebuje do życia.
Fabuła powieści wyraźnie dzieli się na dwie części – w pierwszej z nich akcja toczy się głównie wokół życia bohatera na uniwersytecie, druga z kolei jest zdecydowanie bardziej dynamiczna, gdyż autor wysyła Kvothe'a w daleką, pełną przygód podróż. Obie części spaja postać ukochanej bohatera, Denny.
Myślę, że osobom, które czytały Imię wiatru, nie trzeba specjalnie reklamować Strachu mędrca, nie mniej jednak czytelnikom lubującym się w powieściach przygodowych z wątkami fantasy polecam ją z pełną odpowiedzialnością.