Życie Thei znacznie różniło się od tego, które wiodły jej rówieśniczki. Wychowywana jedynie przez ojca, żyła niczym w złotej klatce, ograniczana przez niezliczoną ilość zakazów. Theia nie mogła spotykać się z przyjaciółmi, umawiać się z chłopcami, ani robić czegokolwiek co mogłoby zaszkodzić jej zdrowiu. O wystroju jej pokoju decydował wynajęty dekorator, uzupełnianiem garderoby zajmował się asystent ojca, a każdy, nawet najmniejszy przejaw buntu od razu był tłumiony.
Wszystko zmienia się w chwili, gdy w nocy dostrzega płonącego chłopaka, spadającego z nieba. Theia nie rozumie kim jest, ani tym bardziej dlaczego od tamtej pory nękają ją niepokojące, realistyczne sny z jego udziałem, w których wraz z nim błądzi w labiryncie cierni i spaceruje brzegiem rzeki łez. Każdy kończy się tak samo - Theia budzi się we własnym łóżku, a w zasięgu jej wzroku znajduje się czarna róża. A później tajemniczy mężczyzna ze snów pojawia się w jej prawdziwym życiu - tak podobny i różny równocześnie. Kim naprawdę jest Haden? Prawda okazuje się gorsza od najbardziej przerażających koszmarów. Ale miłość Thei jest silniejsza niż strach...
Gdybym miała wybrać jedno słowo do opisania postaci Thei wybrałabym nieprzewidywalność. O ile spotkałam się już z bohaterkami, które wraz z rozwojem fabuły dojrzewają, o tyle w przypadku "Strąconych" słowo to nie oddaje przemiany Thei. Gdyby przeczytać tylko pierwszy i ostatni rozdział trudno byłoby uwierzyć, że jest to jedna i ta sama postać. Theia popada z jednej skrajności w drugą - z córeczki tatusia, ślepo wypełniającej każdą jego prośbę, zmienia się w buntowniczkę, z nieśmiałej siedemnastolatki, w dojrzałą kobietę wamp. Z pewnością nie jest to postać bezosobowa. Choć brzmi to nieco absurdalnie, nawet ta Theia z początku książki stanowi barwną, niezwykle ciekawą postać z charakterem.
Ostateczna przemiana Thei nieco mnie zawiodła. Rozumiem co autorka chciała osiągnąć, ale wydaje mi się, że było to niepotrzebne. Owszem, przyznaję, że tej "początkowej" Thei przydałoby się więcej temperamentu, ale mimo wszystko do końca powinna pozostać sobą. Postać Hadena usatysfakcjonowała mnie natomiast w pełni. Był niczym bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć, nie tylko w przenośnym znaczeniu tego stwierdzenia.
Historia miłości Thei i Hadena przedstawiona jest przede wszystkim z punktu widzenia głównej bohaterki,pomijając krótkie fragmenty w narracji trzecioosobowej oraz kilka rozdziałów, które poznajemy oczami Hadena. Niewątpliwie to właśnie te ostatnie stanowią największy atut książki. Akcja powieści rozpoczyna się wraz z pierwszą stroną tylko i wyłącznie po to żeby leniwie dobrnąć do połowy książki, pomijając kilka sztormów po drodze, a potem wybuchnąć ze zdwojoną siłą.
Można dostrzec niewielkie podobieństwo "Strąconych" do "Splątanych przez bogów". W obu powieściach mamy do czynienia ze snami, które są swego rodzaju granicą dwóch światów. Na tym jednak podobieństwo kończy się. Są to historie skrajnie różne, choć na równi dobre. "Splątanych" poleciłabym ludziom znudzonym wątkiem wampirów i wilkołaków, a mimo to wciąż zainteresowanych wątkiem paranormalnym. Jest to niewątpliwie intrygująca, emanująca tajemniczością historia warta uwagi.