Po dość krótkiej przerwie, zabrałam się za lekturę drugiego tomu Story of Bad Boys. W recenzji pierwszej części pisałam Wam o tym, że główna bohaterka jest okropnie irytująca, autorka pisze dość słabo i takie tam. Czy to zmieniło się, choć trochę w tej drugiej części?
Nie wiem, czy jest sens pisać Wam, o czym mniej więcej jest ta książka, bo jest to po prostu kontynuacja historii wkurzającej Liliany oraz Camerona. Jednak tutaj Was zaskoczę. Sama w to nie wierzę, ale muszę to napisać. Główna bohaterka, którą jest wspomniana wyżej Lili, nie jest już tak bardzo irytująca, jak w poprzedniej książce.
Mam wrażenie, że autorka popracowała i nad swoim stylem pisania i nad kreacją bohaterów, ponieważ tutaj wyszło jej to o wiele lepiej. Muszę również przyznać, że tę książkę czytało mi się naprawdę bardzo przyjemnie i szybko. No ale, po kolei.
Widać, że Lili odrobinę przystopowała ze swoimi wybuchami emocji, które były chyba jej największą wadą. Nieważne, co się działo, ona reagowała na to zbyt emocjonalnie i zbyt wybuchowo. Tutaj Mathilde Aloha mi tego oszczędziła i chwała jej za to. Nie wiem, czy zniosłabym to wszystko ponownie. Główna bohaterka wzbudziła nareszcie moją sympatię i nawet udało mi się do niej przywiązać, co był dla mnie wcześniej nie do pomyślenia.
Również Cameron zmienił się zdecydowanie na lepsze. Widać, że zależy mu na znajomości z Lilianą i zaczyna robić pewne rzeczy, dzięki którym dziewczyna polubi i jego. Nie chcę też Wam tutaj rozpisywać, co tam się z nimi potem działo, bo może być to niepotrzebny spoiler. Choć w sumie, pewnie i tak wszyscy się domyślają, do czego to wszystko prowadzi. Niemniej jednak ten bohater również wzbudził moją sympatię i nawet nie mogłam się doczekać fragmentów, opisywanych z jego perspektywy.
Tutaj autorka postanowiła odrobinę namieszać w relacjach ze wszystkimi bohaterami, co mogło nie do końca wyjść jej na dobre. Jednak, na szczęście, ten zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ dzięki temu akcja stała się o wiele ciekawsza i tajemnicza. Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że zmniejszyła się ilość wykrzykników na jednej stronie i dzięki temu książka przestała być tak bardzo krzykliwa, jak to było wcześniej. Poważnie, nie róbcie tak. To tylko sprawia, że daną pozycję czyta się ciężej.
Drugi tom spodobał mi się o wiele bardziej niż ten pierwszy i mam ogromne nadzieje, że z kolejnymi tomami będzie jeszcze lepiej. Zakończenie drugiego wgniotło mnie w fotel i w zasadzie dalej jakoś nie potrafię dojść z tym do siebie. Aktualnie chwyciłam już trzecią część i... Dobra, o tym napiszę kiedy indziej.
Uwierzcie mi na słowo, że nawet jeżeli pierwsza część nie spodobała Wam się, to drugi zdecydowanie jest w stanie to wynagrodzić. Książka jest idealna na rozluźnienie, o czym zresztą pisałam też wcześniej. Teraz tylko to potwierdzam.