Jak rozwinąć radosne skrzydła poezji? Poszybować wysoko ku muzom. Wzbić się na wyżyny. Czy jest na to jakaś recepta, by wznieś się ku słońcu nie dzieląc losu Ikara?
Nie znam odpowiedzi. Znam natomiast wydawnictwo Papierowy Motyl, które wzięło na swoje barki, a raczej na swój papier i tusz, poezję Marii Szafran i rozprowadziło po księgarskich półkach.
Stop. To tylko wiersze – mówi nam biało-szara okładka z pseudonimem autorki wypisanym po stokroć w różnych stylach. Tak, to jest istotne. Maria Szafran zadebiutowała kilka lat temu w wirtualnym świecie, jako „mariat” i tam, na różnych portalach poetyckich można było skosztować jej poezji, podelektować się słowem.
Zaczęła pisać pracując z tzw. trudną młodzieżą, to dla nich powstały pierwsze piosenki i wiersze. Przez lata pielęgnowała i zbierała plony w swym poetyckim ogrodzie, aż zaowocował on powyższym zbiorem.
W wierszach tych jest bardzo dużo emocji, rozważań nad otaczającym światem, jak i własnym życiem.
Czytając wiersze od pierwszej strony stykamy się z rozważaniami autorki na temat miłości dojrzałego życia. Podmiot liryczny zaprasza jesień życia do siebie, tą doświadczoną, rozważną. Gotowa na ostatnią podróż staje twarzą w twarz z przyszłością. Nie brak również wątpliwości, wzlotów i upadków.
Są też wiersze – wspomnienia, rodzinnych miast, osób, napełnione melancholią i czułością.
W autorce nie brakuje też buntu przeciwko złej, niesprzyjającej rzeczywistości, „która jak mleko zatrute leje się falą zagłady”. Obserwuje otaczający ją świat i nie pozostaje wobec niego obojętna, wierząc w sprawiedliwość, która niczym oliwa musi w końcu wypłynąć na wierzch.
Pełno w tych wierszach metafor, pięknych mocnych epitetów i odniesień do mitologii, co daje wrażenie głęboko przemyślanych strof i wielkiej wrażliwości dla otaczającej rzeczywistości.
Autorka stosuje rym i rytm w swoich utworach, jednak nie da się przez nie przepłynąć na jednym oddechu. Z premedytacją podczas czytania wybija nas z rytmu, urywa rym, jak sądzę, nie z braku pomysłu, niemocy. Ona każe nam się zatrzymać, przystopować, zastanowić się nad każdym napisanym słowem. Odnaleźć swój sens w ukazanej nam rzeczywistości. Nasz osobisty, niczyj inny. Ciężko jest przejść obojętnie nad tak rzuconymi słowami.
Poezja ta ukazuje nam dojrzałość Marii Szafran urodzonej w 1946 roku na Grodzieńszczyźnie, jej stosunek do życia, spojrzenie na wczoraj i jutro, i która sama siebie nazywa „notorycznym dokształciuchem”. Zdobyła ona wielkie uznanie wśród użytkowników portali poetyckich i ma tam swoich stałych czytelników. A ja uważam, że warto również zajrzeć na papierowe kartki jej wydanego zbioru.