Chociaż w kalendarzu zawitał już styczeń, postanowiłam zatrzymać jeszcze na chwilę klimat świąt i za sprawą B.K.Borison i jej debiutanckiej powieści "Lovelight Farms #1- Stella &Luca" przeniosłam się do urokliwego Inglewild, gdzie odwiedziłam farmę choinek należącą do Stelli Bloom.
Kobieta zakochała się w rzeczonej farmie, kiedy jej zmarła mama zabrała ją na pierwszy spacer pośród choinek, gdy Stella była jeszcze małą dziewczynką. Od tamtej chwili marzyła o tym, żeby w przyszłości zostać jej właścicielką, dlatego, gdy przed rokiem nadarzyła się ku temu okazja — nie wahała się ani chwili. Jednak czy wyobrażenia o prowadzeniu bożonarodzeniowej farmy zgrały się z rzeczywistością?
Niestety okazało się, że poprzedni właściciel nie poinformował Stelli o ukrytych kosztach, które będzie musiała ponieść, a to w połączeniu z kilkoma dziwnymi zdarzeniami, które miały miejsce na farmie złożyło się na dość spore kłopoty finansowe. Dlatego, żeby ratować swój biznes, Stella zdecydowała się na udział w konkursie organizowanym przez popularną instagramerkę — Evelyn St. James, bo dzięki jej zasięgom i ewentualnym zdobyciu głównej nagrody pieniężnej w wysokości stu tysięcy dolarów, ma szansę wydostać farmę z finansowego dołka. Jednak, by zwiększyć swoje szanse na wygraną, Stella dopuściła się małego kłamstewka, a mianowicie w zgłoszeniu, które wysłała, napisała, iż prowadzi farmę razem ze swoim długoletnim chłopakiem. Tylko że kobieta z nikim się nie spotyka. Aby prawda nie wyszła na jaw, Stella prosi swojego wieloletniego przyjaciela — Lukę Petersa, żeby udawał jej chłopaka. Czy Evelyn odkryje ich intrygę? Czy udawany związek pomoże im przyznać się do tego, że są w sobie zakochani od lat? Czy uda im odkryć, dlaczego na farmie dzieją się te wszystkie dziwne rzeczy? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że podczas czytania tej historii bawiłam się znakomicie. Oczywiście, nie była ona idealna, bo można było ją nieco dopracować, chociażby zmniejszając nieco ilość przemyśleń głównej bohaterki, ale zdecydowanie był to najlepszy debiut literacki w kategorii romans, jaki czytałam w przeciągu ostatniego roku.
Friends to lovers to jeden z moich ulubionych motywów, jednak w historiach, w których się pojawia, najczęściej kwestia samej przyjaźni między głównymi bohaterami jest odstawiana trochę na boczne tory na rzecz relacji romantycznej. Natomiast tutaj przyjaźń grała zdecydowanie pierwsze skrzypce, za co autorce zdecydowanie należy się ogromny plus.
Bardzo podobała mi się również kreacja postaci i to nie tylko tych pierwszoplanowych, ale również wszystkich innych, które przewijały się przez całą historię. Najbardziej polubiłam oczywiście współpracowników Stelli, dlatego niezmiernie cieszę się, że autorka zdecydowała się napisać kolejne części, w których to oni będą głównymi bohaterami.
Jeżeli natomiast chodzi o minusy to poza przesadzoną ilością przemyśleń głównej bohaterki, nie mam większych zastrzeżeń, chociaż znalazłam kilka literówek i drobnych błędów językowych. Niemniej jednak autorka mogła podarować sobie dodatkowy rozdział, który był innym spojrzeniem na scenę zawartą w rozdziale dwudziestym pierwszym. Myślę, że był zbędny i tak naprawdę zepsuł mi jedynie tę chwilę rozmarzenia, która nastąpiła po przeczytaniu o tym, co działo się dwa lata po wydarzeniach opisanych w książce.
Jednakże uważam, że książka jak najbardziej zasługuje na to, żeby ją polecić, szczególnie miłośnikom okołoświątecznych historii.