Gdyby Agatha Christie pisała komedie kryminalne, wyglądałyby właśnie tak!
Do eleganckiego hotelu w niewielkiej wsi przyjeżdżają laureaci konkursu literackiego – ambitni pisarze przed debiutem. Niecierpliwie wyczekując ogłoszenia zwycięzcy, odkrywają, że zarówno sam konkurs, jak i miejsce, w którym się znaleźli, są dość podejrzane… i bardzo pechowe.
Niebawem jeden z jurorów zostaje zamordowany. Sprawę prowadzi aspirant Andrzej Balicki, stary kawaler ze słabością do krwawych kryminałów i brutalnych thrillerów. Problem w tym, że w feralną noc przez pokój ofiary przewinęli się wszyscy goście, a na dodatek jest wśród nich dawna ukochana Balickiego… Nikt nie może opuścić pensjonatu – każdy jest podejrzany.
Tylko kto mógł mieć powód, by popełnić morderstwo? Czy rzeczywiście był to ktoś z gości? I co wspólnego z tym wszystkim ma papuga, która zna tylko jedno (brzydkie) słowo?
"Swoje przeszła. Na miłość ochoty nie miała, tylko ta nierdzewna, stara miłość trochę jej przeszkadzała, bo przez te wszystkie lata o Andrzeju jednak myślała."
Z racji tego, że miałam już kilka razy do czynienia z komedią kryminalną, postanowiłam podejść do zagadki kryminalnej od trochę innej strony. Mianowicie od tego, jak dany bohater został osadzony w fabule, ile na jego temat autorka postanowiła uchylić mi rąbka tajemnicy... I o dziwo to poskutkowało. Gdzieś w połowie książki zaczęłam mieć pewne podejrzenia co do sprawcy. I słusznie. Jednak nic więcej Wam nie zdradzę. Czytajcie, jestem ciekawa, czy i Wy wykażecie się skuteczną dedukcją. Dodam tylko, że w żadnym razie nie jestem rozczarowana moim trafnym wyborem, a raczej usatysfakcjonowana podjętą grą.
Bohaterowie stanowią bardzo ciekawy i osobliwy przekrój osobowości. To skrajnie różne charaktery, a jednocześnie duża część z postaci nie jest tym, za kogo się podaje. Ich zachowanie i zainteresowania szokują, intrygują, ale i skłaniają do osądów czy refleksji. Poza tym bez wątpienia nadano im oryginalne imiona i nazwiska. Uważam że w tym całym szaleństwie jest metoda.
"W takich miejscach trzeba chwytać życie za gardło, bo tylko adaptując się do otoczenia, sytuacji albo choć grupy, ma się szansę, by przeżyć coś ciekawego. W ogóle cokolwiek przeżyć. Mimozy usychają w kącie, a książęta są nudni."
Autorka kreśli obraz wsi tej raczej przypominającej lata 80-te i 90-te ubiegłego wieku, gdzie społeczeństwo nie miało zbyt wielkich ambicji, jeśli chodzi o wykształcenie. To samo dotyczy języka, jakim się posługują. Przygotujcie się zatem na liczne bluzgi, bynajmniej nie ze strony ludzi, a jednego kolorowego ptaszyska.
"Papuga Pinda nadleciała jak bombowiec i zrzuciła na korytarz cały ładunek przekleństw, które wystrzeliwała z dzioba niczym z karabinu maszynowego albo z granatnika."
Znalazło się także miejsce na wątek tego, jak w Polsce wygląda rynek wydawniczy. Pojawiają się też różnego rodzaju ciekawostki dotyczące blogerów i pisarzy.
Zaskoczeniem może być nieco młodzieżowy styl pisania autorki. Jednakże doskonale pasuje on do stworzonej historii, jej bohaterów i wydarzeń. Humor sytuacyjny i słowny sprawia, że nie ma mowy o nudzie. Z kolei celne spostrzeżenia na temat naszego życia dodają tej historii, bądź co bądź wiarygodności.
W tym trudnym czasie taka książka jak "Stara zbrodnia nie rdzewieje" jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Jak zwykle prawdziwy galimatias barwnych postaci i wydarzeń w wykonaniu Iwony Banach. Czy da się ucywilizować zdeprawowaną papugę Pindę nadlatującą jak bombowiec? Sprawdźcie koniecznie!