„Sroka” to książka autorstwa Elisabeth Day wydana przez Wydawnictwo Książnica.
Marisa i Jake są parą idealną. Od początku połączyło ich coś wyjątkowego. Do pełni szczęścia brakuje im aktualnie jedynie upragnionego dziecka. Jednakże okazuje się, że Jake’owi nie idzie tak wspaniale w pracy, a w momencie, kiedy i Marisa nie zarabia kokosów na personalizowanych bajkach dla dzieci, to ze względu na pogłębiające się problemy finansowe, para zmuszona jest wynająć komuś pokój w swoim domu. Od tej chwili zamieszkuje z nimi trzydziestosześcioletnia Kate, która zupełnie nie wzbudza zaufania Marisy. Wręcz przeciwnie. A Kate zaczyna się czuć w ich mieszkaniu nawet zbyt swobodnie, jakby to było jej mieszkanie.
Na początku nie mogłam się zupełnie wczuć w lekturę, aczkolwiek z biegiem czasu byłam coraz bardziej zaciekawiona tym, co autorka może wymyślić, ponieważ w zasadzie nic nie zapowiadało, że książka jakoś bardziej się rozhula. Początek jest bardzo spokojny, nużący wręcz. Styl autorki jest bardzo szczegółowy, co sprawiało, że wyczekiwałam jakiejkolwiek większej akcji.
Z biegiem czasu książka staje się niepokojąca. Może nie tyle, co przerażająca, czy trzymająca nie wiadomo jak w napięciu, ale właśnie niepokojąca. Sama relacja Marisy i Jake’a i ich zachowania wydawały mi się specyficzne i czułam, że coś z nimi jest nie tak. Przy pojawieniu się Kate to się jeszcze bardziej pogłębiło. Myśli i odczucia Marisy względem Kate, były moimi myślami – reagowałabym momentami dosłownie tak samo. Z drugiej strony nie wiedziałam, czy Marisa przesadza, czy nie. Później, przy kolejnych częściach, otrzymując zupełnie inną perspektywę, części układanki wskakiwały na swoje miejsca, ale i tak miałam wrażenie, że coś jeszcze tutaj mnie zaskoczy.
Muszę też wspomnieć oczywiście o przytaczanych wspomnieniach z dzieciństwa Marisy, gdzie również wiele było momentów dość skrajnych, nieoczywistych i sprawiających, że nie wiemy nawet, jak na coś zareagować. I w tym przypadku ta szczegółowość zrobiła robotę, podsycając uczucie niepokoju, niepewności. Ciekawe było to, że autorka na początku w pełni skupiła się na Marisie i jej pragnieniach, odczuciach, jej teraźniejszości i przeszłości wraz z dzieciństwem i wcześniejszymi związkami czy relacjami, dając nam z drugiej strony jedynie szczątkowe informacje o tym, jakim człowiekiem jest Jake. Wiadomo, miły, dobry, kochający, ideał, chcący mieć dziecko, spełnienie marzeń Marisy, ale… Właśnie. Gdy pojawia się Kate, wychodzą na jaw kłamstwa, sekrety i intrygi. Z czasem wszystkie postaci stopniowo ściągają maski.
Zaskakujące dla mnie było to, że w 1/4 książki zorientowałam się, że tak w zasadzie czytelnik nie ma pojęcia, skąd Kate się wzięła. Coraz częściej zaczynały się dziać rzeczy, które bardzo oddziaływały na Marisę, począwszy od tych niefortunnych zajęć z jogi, od których antypatia względem Kate rosła w Marisie w nieustającym tempie. Późniejsze sytuacje utwierdzały w przekonaniu, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie tak. W szczególności, gdy autorka zmieniła perspektywę opisywanych wydarzeń. Podobało mi się to uczucie.
Podczas lektury zaczęłam zastanawiać się, jak ogromny wpływ na nas lub na nasze relacje, mogą mieć osoby z zewnątrz. Jak bardzo ktoś może ingerować w nasze relacje, bez względu na to, czy to ktoś bliższy, czy dalszy. W tym przypadku, pojawienie się Kate w życiu Marisy i Jake’a zmieniło wszystko. („Obserwowała tę dwójkę z boku i nagle odniosła dziwaczne wrażenie, że to ona tu nie pasuje”). A i matka Jake’a doprowadzała mnie do szału, totalnie.
Plusem książki jest z pewnością to, że co rozdział, to mamy inne spojrzenie na sytuację. W „Sroce” fronty zmieniają się co chwila, sprawiając, że nie mamy już pewności, co jest prawdą i co ktoś ma za uszami. Minusem, ogromnym w zasadzie, jest to, że mimo tego, że napięcie stopniowo rośnie i czytało mi się naprawdę bardzo dobrze w którymś momencie, to zakończenie nie poruszyło we mnie niczego. Nie zszokowało, nie zirytowało, nie uszczęśliwiło. Gdzieś ten poziom się zatrzymał, opadł w sumie i już nie interesowały mnie losy książkowego „Ich Troje” aż tak bardzo. Nawet ciężko mi powiedzieć bez spojlerów, czego mi tam brakowało.
Kilku rzeczy się spodziewałam, kilku nie, ale finalnie trochę bardziej liczyłam na WOW.
Dodam jeszcze, że przy tym wszystkim „Sroka” porusza problematykę obsesji, toksycznych relacji, pragnienia bycia matką, bezpłodności, lęku przed odrzuceniem i stratą, samotności w związku, problemów psychicznych. Lekko nużący, ale wprowadzający początek i środek są dobre. Warto się przekonać, wyrobić swoją opinię.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Książnica.