Książka do mnie dotarła dzięki wygranej w naborze recenzenckim, które organizowała biblia_horroru - dziękuję! Horror to gatunek, któremu powoli od pewnego czasu daję przestrzeń w mojej "czytelniczej garderobie". Delikatnie, krok po kroku, zbliżam się do niego. Tym razem dałem przestrzeń na książkę autorstwa Grady Hendrixa, który jak pisze Ewa "to wielki miłośnik horroru, który każdą swoją książką składa hołd gatunkowi. Wykorzystuje znane i lubiane motywy będące stałym elementem kultury grozy i umieszcza je w swoich powieściach nierzadko w przewrotny i zaskakujący sposób".
Z początku miałem z tą książką pewien problem – po prostu za bardzo nie wiedziałem o co tu chodzi. Czym ma być ta historia? Cierpliwie brnąc do przodu otwierały się przede mną karty opowieści, a spośród kilku bohaterek wyłaniała się ta najważniejsza.
Lynnette Tarkington - ostatnia ocalona, która w wieku 16 lat doświadczyła okrucieństwa jakiego nie jestem w stanie sobie wyobrazić – na jej oczach zamordowani zostali jej rodzice i młodsza siostra, sama zaś przeżyła udając martwą. To traumatyczne doświadczenie nie porzuca nigdy Lynette, która wiedzie swoje życie "oglądając się cały czas za swoje plecy". Normalność, którą od lat próbuje zbudować będąc w grupie wsparcia ostatnich ocalonych, jest czymś nierealnym, czymś dla nich wszystkich nieosiągalnych."– Masz rację, żadna z nas nie musi budować swojej tożsamości na podstawie najgorszej rzeczy, jaka jej się przytrafiła. Niestety te rzeczy mają paskudny zwyczaj powracać, żeby nas powybijać. Po jakimś czasie zdajesz sobie sprawę, że twoje życie to nie jest coś, co się wydarza między kolejnymi odwiedzinami potworów. Twoje życie to potwory".
I potwory wracają. Pewnego dnia Lynette wraz z innymi ocalałymi uświadamiają sobie, że ktoś rozpoczął polowanie na ostatnie ocalałe.
Ta historia, zdawało mi się, że napiera na mnie. Wtłacza mnie coraz dalej w mrok. Czułem się jakbym został uwięziony w głębokiej studni. To co mnie najbardziej przerażało to była myśl o nieprzenikniony mroku, który budzi we mnie największy lęk.
Spowijała mnie ciemność, która napierała na mnie ze wszystkich stron. Moja głowa "pływała w morzu bólu, a zamiast mózgu miałem gąbkę". Zgłębiając się coraz bardziej w tę opowieść czułem jak wzrasta mi poziom adrenaliny– chciałem biec, by ratować innych, uciekać, by uratować siebie... Czułem ogromny niepokój. "Moja skóra skwierczała pod napięciem", a po plecach przebiegały dreszcze i krople potu. Miałem przeczucie, że to nie może dobrze się skończyć.
Zakończenie książki - cóż, mnie zaskoczyło, bo nie tego się spodziewałem, nie tę postać typowałem na POTWORA – który "chce być twardy, chce być niebezpieczny, chce być wytrzymały, dlatego zabija słabsze części siebie. Jednak podróż zawsze się kończy w tym samym miejscu: nie zostaje nikt oprócz potwora i ostatniej ocalałej. Choćby zniszczył wszystkie inne części swojej osobowości, nie potrafi zniszczyć tej niezbędnej kobiecej strony samego siebie. Nawet zniszczenie nie może cofnąć stworzenia. Pierwotny kobiecy instynkt, żądza prokreacji, nie może zostać zniewolona, stworzenie i zniszczenie, kobieta i mężczyzna, życie i śmierć, narodziny i morderstwo".
Po skończeniu czytania tej książki długą chwilę się zatrzymałem nad całą tą historią, która mimo bólu, okrucieństwa i mroku jest w moim odczuciu jednak opowieścią która składa hołd ŻYCIU. "Istnieje tylko jedna siła. Ponieważ, ilekolwiek byśmy próbowali, nie jesteśmy w stanie zatrzymać życia. Ilekolwiek byśmy walczyli, ilekolwiek byśmy zabijali, natura się zmienia, rośnie, żyje, a ludzie gubią się, oddalają od siebie, a potem wracają, rodzą się i idą dalej, a bezwzględu na wszystko to jest takie wielkie, takie trudne, to jak życie po prostu trwa i trwa".