“Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.”
„Assassin’s Creed. Spisek maga” to książka Kate Heartfield wydana przez Wydawnictwo Insignis [współpraca reklamowa].
Trwa konflikt między asasynami a templariuszami. Pierrette, akrobatka z trupy cyrkowej, dająca popisy na Wielkiej Wystawie, ratuje hrabinę Adę Lovelace, córkę lorda Byrona, przed porywaczami. Dziewczyna zmuszona jest przerwać swój najbardziej niebezpieczny występ, podczas którego wciela się Mazepę, bohatera poematu, skazanego na koszmarną podróż przez Europę Wschodnią. Oczywiście impulsywne zachowanie Pierrette było słuszne i dość heroiczne nawet, ale dziewczyna nie jest świadoma, w co się teraz wplątała. Pierrette wkracza w sam środek odwiecznego konfliktu.
Na wstępie powiem, że nie ogarniam zupełnie uniwersum. Gdy dostałam propozycję recenzencką, zapytałam, czy mogę przeczytać książkę bez znajomości czegokolwiek. Recenzja więc jest napisana okiem osoby, która dopiero wchodzi w ten świat.
Książka rozpoczyna się akcją z 1851 r., w której dowiadujemy się, kim jest Simeon Price. Odgrywa on bardzo ważną rolę w książce za sprawą misji poszukiwania bractwa, wierzącego w nadrzędność sumienia, a także… za sprawą bycia przyjacielem z dzieciństwa uratowanej przez Pierrette Ady. Gdy nieuleczalnie chora Ada powierza Pierrette swoje tajemnice i zwraca się do dziewczyny z prośbą o odnalezienie broni, którą projektowała dla naukowca, posługującego się pseudonimem „Mag”, Pierrette musi polegać na sobie i na sprzymierzeńcu, którym staje się Simeon.
Wraz z bohaterami śledzimy ich podróż, która opleciona jest z każdej strony w akcję. Przyznam szczerze, że dość sceptycznie podeszłam do tej pozycji właśnie ze względu na brak znajomości uniwersum, aczkolwiek „Spisek maga” wciąga od pierwszej strony. Może i na początku nie ogarniamy zbytnio, kto jest kim i jakie ma znaczenie dla ogółu, ale wydarzenia są emocjonujące. Sam prolog i losy 74. Pułku Piechoty Górskiej sprawiają, że wiemy, iż autorka nie będzie nas oszczędzała podczas lektury, a rzucała bombę za bombą.
Z zaciekawieniem i fascynacją poznawałam bohaterów, których autorka wykreowała na złożone postaci. Simeon od razu wzbudził moją sympatię przez sposób myślenia i ludzkość, jaka emanowała od niego. Potrafił wczuć się w rolę, którą sam na siebie narzucił. Z niecierpliwością też wyczekiwałam, kiedy poznam dalszą historię Pierrette, ponieważ początkowo w książce opisywane są jedynie losy Simeone'a/Jacka, a Pierrette pojawia się wraz ze swoim, bardzo ambitnym zresztą, pomysłem na odszukanie Simeone'a. Cały czas odczuwałam pewnego rodzaju napięcie i niepewność, co się wydarzy za chwilę. Było to bardzo pozytywne i ekscytujące, ponieważ też jak już pojawiała się grubsza akcja, to też była ona na odpowiednim poziomie.
Podobało mi się również zagłębianie w zasady, panujące w bractwie asasynów i to, że mogłam od podstaw dowiedzieć się od Kane’a (tak samo, jak i Jack Straw), o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, jakie są różnice między światopoglądem asasynów i templariuszy. Autorka skupiła się tutaj nie tylko na tym, co należy i co jest słuszne, a na konsekwencjach czynów i własnym sumieniu, wzajemnym szacunku i wsparciu. Ciekawiły mnie też zajęcia, które odbywał Simeon i które były tak odmienne od jego wcześniejszego, armijnego treningu. Podobała mi się również cała droga, jaką przeszli bohaterowie, ich kreacja, zwroty akcji, tempo książki.
Zaskoczyło mnie też to, że jak założyłam, że książka będzie jedną z tych cięższych, to wcale taka nie była. Czytało się bardzo, bardzo dobrze.
Czy moje pierwsze spotkanie z „Assassin’s Creed” uważam za udane? Jak najbardziej. Jestem zadowolona i z chęcią sięgnęłabym po więcej.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Insignis.