„(...) psy czasami dają ci powód, żeby wstać z łóżka, kiedy nie masz na to ochoty.”*
Czasem dzieje się tak, że ktoś nam bliski umiera, a my wtedy tracimy chęć do życia, wszystko traci sens, musimy uporać się z pustką, osamotnieniem i rozczarowaniem. Potrzeba nam czasu na pogodzenie się z tym co nas spotkało. Pragniemy być sami, ale to na dłuższy czas nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem i wtedy właśnie pomoc niosą przyjaciele, rodzina, a nawet… pies.
Juliet Falconer cierpi po nagłej śmierci męża Bena, który zmarł na zawał serca. Kobieta po tej tragicznej śmierci została sama w nie wyremontowanym domu i za jedynego towarzysza ma psa Mintona. Jej dzień polega na oglądaniu telewizji, dziewczyna wpada w odrętwienie. Denerwuje ją też zbyt wielka troska ze strony rodziny. Juliet nie chce się z nikim spotykać, a oni cały czas ją zmuszali. Ona chciała tylko przetrwać rok bo wszystkie poradniki mówią, że po roku człowiek już tak nie cierpi, nie czuje tego bólu.
Mimo tego, że Juliet jest czasem opryskliwa Diane - matka kobiety - wpada na pomysł, iż córka będzie opiekować się jej psem Coco. Wiąże się to z wychodzeniem w dzień z domu czego Falconer do tej pory unikała. Początkowo robi to bardzo niechętnie i jest zła na mamę, że ją w to wplątało. Diane nie przejmując się tym zbytnio załatwia córce jeszcze kilku podopiecznych. Juliet sama niewiedzą czemu zaczyna się opiekować zwierzętami i... zaczyna jej się to podobać. A co najważniejsze czerpie z tego radość i spokój. W tym wszystkim poznaje Michaela (właściciela jednego psa, którym się zajmuje) oraz Lorcan (przyjaciel jej nowych sąsiadów). Obydwóch panów lubi, ale czy po równo to już sama nie wie. A może czas zacząć nowy rozdział w życiu…
Co uczyni Juliet? Da sobie szansę na nowe życie czy może nadal będzie żyła wspomnieniami? Da szansę innemu mężczyźnie? Jaki w tym wszystkim mają udział czworonożni przyjaciele?
Jest to książka, która tchnie spokojem, ciepłem, energią. Mimo spokojnej akcji nie sposób się od niej oderwać. Książka jest pełna uczuć, wiary, nadziei, które sprawiają, że na naszych twarzach gości ciepły uśmiech. Bardzo mi się podoba to, że autorka pisze w niej o tym, że zwierzęta mają duże znaczenie w życiu człowieka, to, że ich przywiązanie, oddanie i miłość czasem mogą nam pomóc, a na pewno zawsze wywołują w nas ciepło i wdzięczność za ich wierność. Jest to też opowieść o tym, że zawsze znajdzie się ktoś na kogo możemy liczyć nawet gdy się tego nie spodziewamy. O tym, że rodzina zawsze będzie gdy jest potrzebna.
Postacie są barwne i ciekawe. Rodzina Juliet to osoby z różnymi charakterami, ale zarazem bardzo podobne. Potrafią zaskoczyć wzruszyć jak i rozbawić. Ciekawym dodatkiem byli sąsiedzi, rodzina Kellych. Są pozytywnie zakręceni, głośni zabawni, a za razem sympatyczni i troskliwi. Moją sympatię zdobył też Lorcan, nie naciskał Juliet, nie prowokował, po prostu czeka aż sama podejmie decyzję. No i ten jego wygląd i charakter ;)
Książka jest napisana w sposób nieskomplikowany językiem prostym i łatwym w odbiorze. Autorka ma niesamowity talent do pisania w taki sposób, że nawet gdy w powieści akcja oczy się powoli i niespiesznie rozwija się fabuła nam to w żaden sposób nie przeszkadza.
*str. 236