"Życie i choroba, narodziny i śmierć – plecie się to, zaplata, współistnieje. Radość i smutek."
Przemijanie to proces nieodłącznie wpisany w naszą egzystencję. Przemijają pory roku, przemijają lata, przemija niepostrzeżenie całe nasze życie. Małgorzata Kalicińska, znana szerszemu gronu czytelników z lekkiego tryptyku o życiu nad rozlewiskiem, tym razem podjęła się mocno przygnębiającego tematu. Powieść mną wstrząsnęła i poruszyła najczulsze punkty mojej duszy.
Małgorzata Kalicińska to nasza rodzima powieściopisarka, absolwentka SGGW w Warszawie. W przeszłości autorka była nauczycielką w szkole podstawowej i technikum, jak również pracowała dla Telewizji Polskiej, zbierając wiadomości do programu "Kawa czy herbata". Kalicińska była również współwłaścicielką i pracownikiem agencji reklamowej "Camco Media". Czytelnikom z pewnością znana jest głównie z rodzinnej sagi o życiu nad rozlewiskiem, na podstawie którego powstał serial telewizyjny.
Marianna Roszkowska, nazywana Manią to dojrzała kobieta po pięćdziesiątce, dziennikarka kolorowego pisma, od trzydziestu lat stateczna żona, oraz matka i babcia. Pewnego, zwykłego dnia jakich wiele w jej życiu, Mirek – mąż bohaterki, oświadcza że trwanie ich małżeństwa nie ma najmniejszego sensu i odchodzi. Mania równocześnie dowiaduje się o śmiertelnej chorobie swojej nielubianej, przyrodniej siostry – tytułowej Lilki. Ustabilizowany świat Marianny rozpada się jak domek z kart. Bohaterka zmuszona jest zmierzyć się z ponurą rzeczywistością, w której nowe życie i świadomość nadchodzącego kresu najbliższych jej osób, będą odtąd nieodłączną częścią każdej jej myśli..
"Lilka" to powieść tak wielowymiarowa i wielowątkowa, że trudno się dziwić obszerności książki – ponad pięćset stron. Wydawałoby się, że będzie to kolejna historia o porzuconej kobiecie, która buduje swoje życie na od nowa. I owszem, wątek taki pojawia się, jednak jest on jedynie tłem do ukazania ogólnoludzkich problemów jakie dotyczą każdego z nas. To choroba Lilki, która wraz z każdym dniem przybliżającym ją do śmierci, staje się bliższa Mariannie, jest głównym wątkiem i to właśnie na nim opiera się cała kanwa fabularna. Autorka nie szczędzi czytelnikowi szczegółowych opisów postępowania choroby jakim jest rak. Dzięki obrazowemu językowi, cały proces umierania wraz z jego fizycznym i psychologicznym aspektem, wstrząsa czytelnikiem. Wywołuje wiele sprzecznych emocji i refleksji od litości do złości. Małgorzata Kalicińska podjęła się niezwykle trudnego tematu, którego wykonanie wyciska łzy. Łzy dojmującego smutku i łzy wzruszenia. Nie sposób przejść nad tą historią obojętnie. Czytelnicy znający warsztat autorki jedynie z lekkich powieści, mogą poczuć wielkie zaskoczenie taką właśnie prozą.
Marianna, narratorka i główna bohaterka powieści na tzw. "żółtych kartkach" powraca do swojej przeszłości. Fragmenty te posiadają niezwykłą moc wzbudzania w czytelniku własnych wspomnień. Lata dzieciństwa okraszone podwórkowymi zabawami, wakacyjne dni, młodzi rodzice, pierwsze miłości, szkoła - to tylko niewielki zbiór tego, czego możecie doświadczyć podczas lektury "Lilki". Wielokrotnie wspomnienia Manii, wywołają w was chwilę zadumy nad własną przeszłością. Wielokrotnie również odczujcie wzruszenie, gdy jakiś szczegół opisany na łamach powieści przypomni wam o dawno zapomnianym przez was zdarzeniu z dzieciństwa. Choroba Lilki, opuszczenie przez męża i emigracja syna to główne przyczyny życiowego przystanku Marianny, prowadzącego do refleksji i niestety smutnych wniosków. Wniosków dotyczących nieodwracalnej śmierci najbliższych nam osób, przemijania czy strachu przed samotnością. Wniosków dotyczących sensu całego naszego życia.
"Lilka" to powieść przeładowana przejmującym smutkiem, wyzierającym z każdej strony. Oprócz wątków, o których pisałam wyżej, porusza również kwestię edukacji, gwałtu, seksu czy braku ogłady. Powiecie, że jest tego dużo. Owszem, wielość tematów poruszanych na łamach książki może przytłaczać, jednakże są to jedynie wątki poboczne, dające chwilę wytchnienia od tych najtrudniejszych, w których autorka nie szczędzi nam realizmu i gorzkiej prawdy. Nie napisałam słodko-gorzkiej, gdyż w powieści znajdziecie jedynie namiastkę słodyczy.
Małgorzata Kalicińska posługuje się obrazowym i równocześnie prostym językiem. Na łamach powieści zaskoczyć mogą was wulgaryzmy i opisy erotycznych uniesień, które z pewnością nie były niezbędne, jednak nie przeszkadzały mi w skupieniu się na lekturze. Wbrew opinii dużej ilości czytelników uważam, że nie można postrzegać całej powieści jedynie poprzez pryzmat brzydkich słów czy nie trafiającego w nasze gusta erotyzmu. Historia Marianny i Lilki bowiem wywołała we mnie tak wiele wzruszenia i emocji, że pewnie niedociągnięcia nie miały dla mnie żadnego znaczenia.
O "Lilce" chciałoby się napisać naprawdę wiele. Małgorzata Kalicińska swoją prozą obudziła we mnie nostalgię i otworzyła szuflady dawno zapomnianych wspomnień z przeszłości. Spowodowała również strach przed nieuniknionym losem i śmiercią. Nie napiszę, że to historia, która napawa optymizmem. To bowiem historia ukazująca okrutną prawdę, o której na co dzień nie myślimy. Polecam czytać "Lilkę" w samotności, natomiast nie polecam czytać w nocy, gdyż nadmiar łez i emocji nie pozwoli wam zasnąć przez następne kilka godzin. Przejmująca proza, o której z pewnością nie zapomnę.
"Kto się dzisiaj poświęca dla drugiej osoby w imię miłości? To niemodne i wręcz uważane za straszny błąd! Bo trzeba się realizować, spełniać swoje marzenia, a jeśli to jest w konflikcie z partnerem, partnerką, to kiszka i zazwyczaj rozpad."