Autor: Kenneth B. Andersen
Tytuł: Śmierć w pigułce
Tytuł oryginalny: Den forkerte dØd
Tytuł serii: Wielka wojna diabłów
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 372
Kenneth B. Andersen nazywany bywa duńskim królem fantastyki. O jego popularności może świadczyć fakt, że w Danii tylko książki o Harrym Potterze wyprzedzają go na listach bestsellerów. Zdobył wielu fanów dzięki serii „Wilka wojna diabłów”, na którą składają się cztery tomy powieści. Jedna z nich, „Śmierć w pigułce” została wydana w Polsce w 2011 roku dzięki wydawnictwu Jaguar.
Filip to normalny nastolatek – chodzi do szkoły, mieszka z mamą, przyjaźni się z najgroźniejszym w szkole chłopakiem i podrywa uroczą Sabrinę. To jednak tylko pozory – jakiś czas temu został pomyłkowo obrany na następcę samego Lucyfera i od tej pory jego życie nie jest już takie samo. Los chce, by Filip ponownie umarł i trafił do piekielnej otchłani, gdyż ma tam misję do spełnienia – musi uratować SØrena, swojego przyjaciela, który omyłkowo zginął w wypadku. Filip nie może ukryć radości, jaką sprawia mu powrót do krainy zmarłych – ma tu wielu znajomych i jest ogólnie szanowany. Niestety odnalezienie przyjaciela nie jest wcale takie łatwe – Piekło to bowiem ogromna przestrzeń, a i tu dzieje się nie za dobrze ostatnimi czasy. Diabły masowo uciekają na ciemną stronę, odwracają się od swojego władcy i szykują się na wojnę. Nim do niej jednak dojdzie Filip postanawia poszukać kolegi. Pomaga mu diablica-kusicielka Satina. W czasie tej wyprawy przyjdzie im nie tylko zwiedzić piekło i jego różne odmiany, ale też trafić do Nieba.
Książka jest interesująca. Historia jest oryginalna, nowa, świeża. Do tej pory nie spotkałam się z podobną koncepcją i tym zdecydowanie powieść ta wygrywa. To typowa lektura młodzieżowa, którą czyta się w błyskawicznym tempie, głównie dzięki klimatowi jaki ze sobą niesie. Wielkim plusem jest też bohater – Filip to prosty chłopak, który nie korzysta ze swojej sławy i jakby nie pasuje do otaczającej go rzeczywistości.
Autor zdobył moje serce swoją wyobraźnią. Dzięki niemu poznałam inne wyobrażenie Piekła i Nieba. Mamy tu zmartwionego Lucyfera, przeklinającego Boga, a pierwsza para ludzi jest czarnoskóra. Nie brak tu też odniesień nie tylko do religii, ale też do mitologii i to nie tylko greckiej. To zdecydowanie świetna zagrywka, dla której warto zerknąć na tę serię.
Tom ten, trzeci z serii, napisany jest przystępnym językiem. Mamy tu narrację trzecio osobową, która stara się oddać uczucia chłopca jak najwyraźniej. Czytelnik ma wrażenie, że sam uczestniczy w tej niesamowitej wyprawie, odczuwa wszystko to co Filip i jak on zwiedza otchłanie Piekieł i Rajski Ogród.
Niestety, jeśli jesteś uważnym czytelnikiem, który nie lubi gdy książka jest opracowana „po łebkach” to będziesz zniesmaczony, tak jak ja. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy tom ten widział jakiś korektor. Okazało się, że widział, ale chyba tylko po okładce. Książka ma ogrom błędów. Masę. Zatrzęsienie. Od złych przecinków, bo podwójne kropki na końcu zdania lub ich brak, zjadane albo przestawiane literki i ignorowanie polskich znaków. Mało tego – w czasie narracji pojawia się nagle dialog, brakuje wcięć akapitowych – słowem: jeden wielki CHAOS.
To właśnie odebrało nieco uroku odbiorowi książki. Historia jest świetna, naprawdę bardzo przyjemnie się ją czyta, niestety wszystko poza nią jest do niczego.
Komu mogę polecić książkę? Zdecydowanie tym, którzy czytali poprzednie części. Ci, którzy tak jak ja nie widzieli ich nawet na oczy, też będą zadowoleni. To ciekawa forma fantastyki, z nową historią i bez przegadania. Te 300 stron wcale się nie dłuży, a gdy już dochodzi się do zakończenia, to chce się krzyczeć „dlaczego właśnie w tym momencie?!”. Polecam z całego serca.