W całym wszechświecie są dwa uniwersalne pewniki: śmierć i podatki. O ile śmierć prędzej czy później dopadnie każdego, o tyle w przypadku podatków, pieczę nad ich ściąganiem dzierży bezwzględny, międzygalaktyczny kartel skarbowy, zdolny zawsze i wszędzie odzyskać zaległy podatek. Lecz co się stanie gdy międzygalaktyczny fiskus stanie do walki z... Lobo?
Ramona, stara przyjaciółka i szefowa ważniaka ma problem. Jej były facet, Bronco Chavez zwiał, zostawiając ją bez forsy i z fiskusem na karku. Kolejni łowcy wysłani na jego poszukiwania kończyli martwi, a jej samej kończy się czas na spłatę zaległości podatkowych. W desperacji Ramona używa tajemniczego haczyka by namówić Lobo do pomocy w odzyskaniu pieniędzy na czas. Co z tego wyniknie? Cóż...
Scenarzyści Keith Giffen i Allan Grant biorą w omawianej historii na warsztat motyw zadłużenia u fiskusa. I jak przystało na historię o Lobo, sprowadzają go do totalnego absurdu. W ich interpretacji, fiskus to po prostu przestępczy, międzygwiezdny kartel ściągający nieuczciwie coraz więcej pieniędzy z obywateli by mieć środki na ściągnięcie ich jeszcze więcej i tak bez końca. Oczywiście przeciwko tej wielkiej rządnej pieniędzy, biurokratycznej machinie autorzy stawiają Lobo, po swojemu odnajdujacego się w sytuacji i w sposób wybitnie brutalny i widowiskowy rozprawiającego się z kolejnymi przeciwościami losu. Wszystko to w jakże charakterystycznej dla komiksów z ważniakiem, silnie komediowej, ocierającej się wręcz o pastisz, konwencji.
Za stronę graficzną komiksu odpowida Alex Horley, którego rysunki znakomicie oddają klimat opowieści. Ciekawa, mocno karykaturalna kreska, podkreśla zarówno komizm, jak również absurdy przedstawionej w scenariuszu historii. Dodatkowy plus za świetnie sportretowanego Ważniaka😉
Śmierć i podatki to zabawna, pełna brutalności opowieść o Lobo, w której autorzy dopilnowali aby czytelnik ani na chwilę się nie nudził. Mnóstwo akcji, przeplatanej humorem sprawia, że czyta się ją znakomicie.
Ja osobiście nie mogłem się oderwać. 😁😁