Jak często gotujecie rosół? Albo inaczej – myślicie, że udałoby Wam się napisać o nim książkę? Podobnie jak większość z nas nie wyobraża sobie niedzielnego obiadu bez rosołu, tak Japończycy (a także inne kraje azjatyckie) nie wyobrażają sobie dnia bez ramenu. I okazuje się, że nie dotyczy to tylko Azjatów, bo moda na ramen dociera w coraz to nowsze rejony Europy i Ameryki. Jak często nachodzi Was ochota na chińszczyznę? Kto chociaż raz w życiu nie skosztował chińskiej zupki z supermarketu? Mogę się jednak założyć, że jeszcze wielu Polaków nie skosztowało prawdziwego ramenu.
Książka o ramenie. Pewnie pomyślicie ile i co można napisać o zupie. Okazuje się, że o tej konkretnej całkiem sporo. Ramen. Zupa szczęścia i miłości to jednak nie tylko książka kulinarna, z której dowiecie się, w jaki sposób przygotować wybrane danie. To też przewodnik po sposobie życia, bo jeśli zdecydujecie się korzystać z dobrodziejstw kuchni azjatyckiej, będziecie musieli liczyć się ze zmianą dotychczasowego trybu. Przede wszystkim przygotowanie tych dań wiąże się z poświęceniem im uwagi i czasu. Wyobraźnie sobie, że bulion tonkotsu powinien się gotować co najmniej przez 12 godzin(!), by wydobył wszelkie walory smakowe (Ramen. Zupa szczęścia i miłości, str. 49). Zacznijmy może jednak od początku.
Książka jest przede wszystkim wspaniałym przewodnikiem po świecie ramenu. Podejrzewam, że jeśli przerobicie ją w całości, a następnie nabierzecie praktyki w kuchni, zupa niczym Was już nie zaskoczy, a nawet to Wy będziecie mogli dodać od siebie. Dlaczego? Okazuje się bowiem, że możliwości w tym przypadku są niemal nieograniczone. Autorka zaczyna od podstaw – dowiecie się, jakie przybory są niezbędne w kuchni, by przygotować danie, następnie dostaniecie listę składników, które pozwolą Wam przygotować podstawowy ramen, a potem odkryjecie każdy aspekt tej zupy. Możecie się zastanawiać, co tak fascynującego jest w bulionie z kluskami i dodatkami. Należy jednak zrozumieć, że pod ramenem kryje się znacznie więcej, niż można by się spodziewać.
Miso ramen, tantanmen ramen, kimchi ramen, yakiniku ramen, beef bone ramen, short rin ramen, shoy ramen, kotteri veggie ramen, mushroom tofu ramen, corn`n`crab ramen, cold dashi ramen – dużo tego, co? A to tylko wierzchołek góry lodowej. Z owocami morza, kurczakiem, sławną wieprzowiną, a może orzeźwiający z sokiem cytryny i kostkami lodu (Ramen. Zupa szczęścia i miłości, str. 96)? Do wyboru do koloru. Nic więc dziwnego, że o ramenie można mówić w nieskończoność.
Autorka przeprowadza nas przez kolejne etapy powstawania ramenu. Zdradza tajniki przygotowania odpowiedniego bulionu, wybrania i przygotowania poszczególnych dodatków, a także ujawnia sekrety idealnego makaronu. Książka jest pełna ciekawostek – wiedzieliście, że w Chinach istnieją szkoły, które prowadzą trzyletnie kursy robienia wyśmienitego i doskonałego makaronu (Ramen. Zupa szczęścia i miłości, str. 37)? Zastanawiam się, czy uznać to już za przesadę, czy rzucić na karb profesjonalizmu w danej dziedzinie.
Najfajniejsze jest jednak to, że dzisiaj ramen możecie dostać zarówno w wykwintnej restauracji, jak i w pierwszej lepszej azjatyckiej knajpie. I jeśli tylko zostanie on przyrządzony według odpowiedniego przepisu, to możecie być pewni, że będzie tak samo pożywny, sycący i pyszny. I tu warto chyba przejść do treści tej książki, ponieważ nie tylko skłania do czytania o tej azjatyckiej zupie. Ona wprost zachęca, by zabrać się za gotowanie. Policzyłam, że w książce znalazło się 74 przepisy – w tym zawarte zostały przepisy na różne dipy, marynowane jajka, buliony, przekąski, takie jak tempura czy pierożki gyoza, dania wegetariańskie i oczywiście różnorakie zupy ramen.
Jest jeszcze coś, przed czym nie będziecie mogli się oprzeć. W sumie ta recenzja mogłaby się składać z samych zdjęć i z pewnością doprowadziłabym Was tym samym do lodówki. Dałam Wam tutaj jedynie przedsmak tego, co znajduje się w książce. Patrząc na te wspaniałe fotografie, człowiek staje się głodny. Myślę, że to wspaniała pozycja na prezent – smakosze kuchni azjatyckiej nie tylko będą mogli przygotować te smaczne dania, ale również dzięki wpisom autorki, przynajmniej w pewnym stopniu zgłębią kulturę ramenu. A może macie ochotę poeksperymentować w kuchni? Może za niecały tydzień na Waszych stołach karp ustąpi ramenowi z owocami morza?
Ramen, czy też nie… ja życzę Wam smacznego.