"Zielone Miasto w słońcu" to rodzinna opowieść o Anglikach zasiedlających Kenię po I wojnie światowej oraz o wpływie białego człowieka na życie plemienne Kenijczyków. Barbara Wood odmalowuje w sposób cudownie wciągający wydarzenia historyczne toczące się od 1919 roku, gdy rodzina Trevertonów sprowadza się do Kenii, na tereny zasiedlane przez plemię Kikuju, aż do lat osiemdziesiątych, gdy ostatnia z rodziny odwiedza po kilkunastu latach odmieniony kraj Czarnego Lądu.
Rytmicznie prowadzona opowieść, stosunkowo lekko rozwijajaca się akcja, bez większych wzlotów, niepotrzebnych sensacyjnych czy barbarzyńskich nut. Chociaż mamy do czynienia z rewoltą Mau-Mau broniących swojej ziemi przed panoszącym się białym człowiekiem, to tak naprawdę niebezpiecznych sytuacji nie piętrzy się niepotrzebnie przed czytelnikiem, chcąc w ten sposób zatrzymać go przy książce. Naprawdę zrównoważona i zaciekawiająca motywami etnicznymi akcja, bez przesytu miłosno-ckliwych akordów oraz bez epatowania przemocą, pomimo poruszania wielu wątków, które uzasadniałyby mocniejsze opisy. Są kobiety, ich potrzeby i dramaty. Sa mężczyźni nieco dzicy, jak kraj, w którym żyją, a równocześnie borykający się ze znalezieniem równowagi w związkach z kobietami. Są razem, ale żyją obok. Te problemy zarówno dotykają Anglików, co Kituju. Pomimo dużej odmienności społecznej i kulturowej widzimy, że kazdemu może być trudno zadbać o własne potrzeby.
Pierwszy tom opowiada o losach bohaterów od 1919 roku po koniec lat czterdziestych. To czas pierwszego pokolenia Trevertonów na ziemi Kituju. Czas kiedy młodziutka Rose przybywa do męża w nieznane obszary afrykańskiego buszu, by poznać go z nowo narodzoną córeczką. Miejsce, gdzie Grace zamierza osiedlić się i prowadzić misję jako lekarka, doświadczona podczas wojny młoda kobieta wyczekująca narzeczonego. A przede wszystkim spełnienie marzeń Valentine o plantacji kawy, którą zamierza od tej pory sukcesywnie budować. Pragnienia i potrzeby białych spychają na dalszy plan ludność tubylczą. Od tej pory Kenijczycy zaczynają być podporządkowywani panom, którzy przybyli, w przebiegły sposób zdobyli ziemię i zaczynają dyktować swoje prawa, narzucając jednocześnie własne obyczaje, karząc za to, co należy do obrządków plemiennych, jest blisko związane z naturą i przodkami. Im posuwamy się w treści dalej, tym dynamiczniej rozwijają się te przeobrażenia.
Drugi tom rozpoczyna się od końcówki II wojny światowej z nawiązaniem do walk w Palestynie oraz nadmieniająca o oddziałach wojsk włoskich w Kenii. To czas, gdy dojrzewa drugie pokolenie Travertonów, kontynuacja związków angielskiej rodziny z rodziną Kikuju, chęć powrotu do zwyczajów plemiennych, inicjowana przez Meme Oczera, jako opoki przeszłości. Pokazanie dwóch odmiennych światów za sprawą silnych kobiet, które leczą - czy lepiej - uzdrawiają w imię swoich nauk i to, w co wierzą. Przechodzimy kolejno przez lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte i rozglądamy się po zmieniającej oblicze wschodniej Afryce. Widzimy, jak przeobrażają się też poszczególni bohaterowie, jak dojrzewają, niszczą i odbudowują swoje marzenia, i jak kiełkuje trzecie pokolenie, zarówno w rodzinie Travertonów, jak Medengej. Tez jak powstaje nowa Kania, czy tego chcą, czy nie chcą starzy Kenijczycy. Dostrzegamy w tym obraz zdruzgotanej przez białych Afryki, którą się wykorzystuje, ograbia z zasobów, niszczy środowisko. Nowe pokolenie Afrykańczyków już jest zaszczepione duchem Zachodnich cywilizacji. Ci, którzy się zdążyli wzbogacić wciąz chcą więcej i więcej, a swoich ziomków traktują nie lepiej niż biali panowie.
Książka łączy w sobie elementy historyczne, romantyczne i dramatyczne. Odkrywa przed czytelnikiem wiele faktów, których być może nie był do tej pory świadomy. Zachwyca afrykańskim kolorytem, zniesmacza postawami ludzi. Jednocześnie konfrontuje ducha przeszłości reprezentowanego przez mieszkańców Kenii, z tym co ściągnęli na te ziemie Brytyjscy eksploratorzy.
"Zielone Miasto w słońcu" to idealna książka do zatracenia się w nie byle jak przedstawionych zdarzeniach, które zostaną z nami na długo.