Na nowo wydaną książkę mojego ulubionego twórcy czarnego kryminału rzuciłem się z dużym zaciekawieniem, bo zawsze miło wrócić do prywatnego detektywa Lwa Archera pracującego w południowej Kalifornii – tej Mecce czarnego kryminału. Z drugiej strony byłem mocno zdziwiony, że tę pozycję, napisaną przez MacDonalda w 1958 r., wydano u nas dopiero teraz. Bardzo szybko się przekonałem, że coś jest na rzeczy, bo książka jest po prostu słaba, jedna z gorszych w dorobku MacDonalda.
A cała intryga zaczyna się tak, że do domu Archera dostaje się dziwny gość, który uciekł ze szpitala psychiatrycznego, twierdzi, że nazywa się Carl Hillman i pochodzi z bardzo bogatej rodziny, ale jest prześladowany przez krewnych i skorumpowanego lekarza. Gada bez przerwy przez parę rozdziałów, ale potem rzecz się nieco rozkręca: Hillman daje Archerowi w łeb i kradnie mu samochód. Właściwie cała reszta książki to poszukiwanie Hillmana, w międzyczasie przydarza się parę morderstw, o które Hillman jest podejrzany.
W trakcie akcji razem z Archerem poznajemy rodzinę Hillmana, jego żonę, brata i bratową i parę innych osób. Właściwie to cała akcja toczy się wokół tej rodziny po pewnym czasie taka wąska perspektywa społeczna mocno nuży. Poza tym rysunek psychologiczny postaci jest słaby, weźmy szeryfa Ostervelta to bardziej postać z farsy niż z czarnego kryminału.
Jeszcze jedna sprawa, w swoich najlepszych kryminałach Archer był całkiem aktywny, krążył od domu do domu, od człowieka do człowieka, w ten sposób MacDonald dawał nam niezwykle ciekawy obraz obyczajowo-społeczny Kalifornii, w tej książce jest całkiem pasywny, niesiony wirem zdarzeń, ograniczony do wąskiego grona osób.
Poza tym rażą w książce dłużyzny, na przykład dyskusja Lwa Archera z panią Parish o problemach Carla Hillmana jest po prostu przeraźliwie nudna.
Znajdzie się w książce parę cytatów znamionujących pisarski pazur MacDonalda, tak na przykład Archer charakteryzuje jedną z bohaterek: „Była twardą blond-pięknością, która podbijała świat za pomocą dwóch broni: pieniędzy i seksu.” Ciekawie też opowiada nasz detektyw o swojej przeszłości: „Kiedyś byłem chłopakiem ulicy biorącym udział w bójkach gangów, złodziejem, ekspertem salonów gier. Był to fakt, o którym nie chciałem już pamiętać.”
Niemniej słabe to jest niestety. Tylko dla miłośników twórczości MacDonalda.