W krainie Birddom nastały mroczne czasy. Terror i grozę zaczęły budzić stada srok, które z każdym dniem, powoli unicestwiają kolejne gatunki żyjących tam ptaków. Mózgiem tej operacji jest przesiąknięty złem Slyekin oraz Traska, sadystyczny ptak, który budzi postrach w okolicy. Ostatnią nadzieją dla jeszcze żyjących stworzeń jest Kirrick, pięcioletni rudzik, któremu grozi ogromne niebezpieczeństwo. Jest bowiem, ostatnim przedstawicielem swojego gatunku i właśnie z tego powodu stał się niezwykle pożądaną ofiarą. Jednak mimo swojej drobnej budowy nie poddaje się tak łatwo oprawcom. Za sprawą mądrej sowy, postanowia wziąć udział w trzech długich wyprawach, które mają na celu przywołanie porządku i spokoju w jego rodzinnej krainie.
Od pierwszej strony widać, że autor miał przygotowany konkretny plan tworząc tą książkę. Jest ona uporządkowana i dokładnie przemyślana. Bohaterowie występujący w powieści są bardzo wyraziści, dzięki czemu, czytelnik bez problemu może podzielić ich na dwie grupy: tych dobrych i tych złych. Przez całą lekturę kibicowałam drobnemu, aczkolwiek bardzo odważnemu ptaszkowi, jednak najbardziej w książce urzekł mnie sposób opisania ludzi, widzianych oczami mniejszych stworzeń, ptaków. Daje to do myślenia, bo może na prawdę jesteśmy bezdusznymi barbarzyńcami, którzy dla swojej wygody zabijają inne istoty.
Mimo, że jest to powieść dla dorosłych, w której nie brakuje brutalnych scen, to po kilkudziesięciu przeczytanych stronicach „Skrzydlatego posłańca” zaczęłam odczuwać nudę pomieszaną ze zmęczeniem. Te uczucia potęgowała świadomość wiedzy, w jaki sposób zakończy się ta historia. Jest to bowiem powieśc bardzo przewidywalna, która nie będzie w stanie w żaden sposób zaskoczyć czytelnika. Przez całą lekturę odpływałam gdzieś indziej myślami. Nie byłam w stanie się skupić na tekście, a przecież powinien mnie zainteresować i porwać w świat widziany z punktu widzenia ptaków.
„Skrzydlaty posłaniec” jest książką, która z niewiadomych przyczyn do końca mnie denerwowała. Być może było to związane z naiwną narracją, jednak pewne jest to, że debiutancka powieść Clive Woodal nie spełniła w żadnym stopniu moich oczekiwań, a jedynie pozostawiła po sobie nutę goryczy pomieszanej z rozczarowaniem. Czytanie tej pozycji było ciekawym, choć bardzo nadszarpującym moje pokłady energii przeżyciem."Skrzydlaty posłaniec" miał ogromny potencjał, ktory niestety nie został w dużym stopniu wykorzystany, dlatego też, ten tytuł nie nadaje się dla wymagającego czytelnika, ktory czytając chce znaleźć w książce to coś.