W dniu ślubu każdemu z nas wydaje się, że nasze życie będzie doskonałe, szczęśliwe i dokładnie takie, o jakim marzyliśmy. Takie też słyszymy życzenia, które ulatują i staja się mało ważne. Szczęście, radość i wiara szaleją w głowach i sercach jednocześnie oślepiając na realny świat.
Nikt wtedy nie zdaje sobie sprawy jak wielkim wyzwaniem jest małżeństwo, jak wiele wymaga poświęcenia, tolerancji i cierpliwości. Wkalkulowany jest w nie niejednokrotnie płacz i nie tylko ten należący do gatunku szczęśliwych, złość, bezradność, a czasami nawet ból, przeogromny, niedający się porównać do żadnego innego.
Emilly Giffin w swojej najnowszej powieści „Siedem lat później” porusza temat małżeństwa, a co za tym idzie temat wiary, siły i przebaczania.
Bohaterkami i narratorkami książki są dwie zupełnie obce i zupełnie inne kobiety. Tessa ma wspaniałego męża chirurga Nicka, dwoje wspaniałych dzieciaków, jest szczęśliwa i potrafi docenić to, co osiągnęła. Valerie jest matką samotnie wychowującą syna, skończyła studia prawnicze, ma brata bliźniaka, który jest jej jedynym i najlepszym przyjacielem, jest jej dobrze i nie narzeka na swój los.
Spokojne życie tych dwóch Kobiet rujnuje jeden wieczór …Ich życie zaczyna się ze sobą łączyć w okolicznościach, do jakich nigdy nie powinno dojść. Idealny mąż, ojciec, pan doktor najlepszy z najlepszych łamie wszelkie zasady i zaprzyjaźnia się ze swoim pacjentem Charlim. Zbyt wiele czasu poświęca chłopcu, co nieodłącznie wiąże się także z coraz bliższymi kontaktami z jego matką Valerie. Okoliczności są bardzo sprzyjające a grunt coraz bardziej podatny na zacieśnianie się znajomości zarówno z Charlim jak i z jego mamą. Pan doktor Nick staje się coraz bliższy swojemu pacjentowi a zupełnie nie świadomie oddala się od swoich najbliższych. Czy w porę się obudzi? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam bez odpowiedzi ….
Niesamowicie wykreowane postacie sprawiają, że historią przedstawioną przez panią Giffin czytelnik zaczyna żyć. Jeśli autorka miała taki cel tworząc tę powieś w moim przypadku osiągnęła cel. Współczułam Tess i płakałam razem z Valerie. Byłam wściekła na Nicka a przy tym wszystkim rozumiałam obydwie kobiety. Podziwiałam je za odwagę, siłę i umiejętność podejmowania decyzji. Polubiłam je po równo, nie potrafiłabym oceniać ich zachowania …. bałabym się wskazać tą lepszą i tą gorszą, bo nigdy nie wiemy, co lub kto czeka na nas za najbliższych zakrętem.
Temat małżeństwa, zdrady jest pozornie banalny i nie wiem czy to ja staję się z wiekiem sentymentalna, czy ta książka jest faktycznie tak dobra? Zastanawiam się nad tym patrząc na zamkniętą książkę i wycierając resztki łez. Jestem wzruszona i poruszona. Jest mi tak strasznie przykro a przy tym wszystkim czuję ulgę ….że autorka nie potraktowała mnie jakimś cudownym happy endem, bo przez to nie straciły na „jakości” Jej słowa, że „małżeństwo to jak wyprawa do restauracji ze znajomymi. Zamawiasz to, co chcesz, ale gdy patrzysz na talerze pozostałych, żałujesz, że nie podjęłaś innej decyzji”.
Polecam z pełną świadomością, że jest to literatura zdecydowanie dla Kobiet …. ale pamiętajmy, że tego typu historie utwierdzają w przekonaniu, że „Siłą jest Kobieta”.
-------
wydawnictwo:Otwarte
data wydania: styczeń 2011
liczba stron:404