W dniu, w którym otrzymałam spis kolejnych tytułów do recenzji od Wydawnictwa Mira, za oknem panoszyła się zima. Tak bardzo pragnęłam już wiosny, że gdy tylko zobaczyłam okładkę Smaku nadziei, pod wpływem impulsu zgłosiłam się do recenzji tej książki.
Kiedy książka do mnie dotarła, na szczęście po zimie nie pozostał już żaden ślad. Drzewa kwitły tak samo pięknie, jak ta wiśnia na okładce. Z twórczością Sherryl Woods nie miałam nigdy wcześniej do czynienia. Tak zwaną literaturę kobiecą czytam mniej więcej od roku i jedynie od czasu do czasu, więc nie zdążyły mi się takie książki znudzić.
"Smak nadziei" zaczyna się tak, jak wiele tego typu powieści. Maddie, główna bohaterka, żyła sobie spokojnie u boku swego męża Billa w małej miejscowości w Karolinie Północnej. Aby zająć się domem i dziećmi, a także umożliwić mu sukcesy w pracy lekarza, przed laty poświęciła swoją karierę. Wszystko zmienia się, gdy mąż oświadcza, że odchodzi do młodszej kochanki, która w dodatku jest z nim w ciąży.
Kobieta, która przez lata zajmowała się domem, i której wydawało się, że mąż jest z nią szczęśliwy, musi teraz odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie będzie to łatwe. Problemem jest też znalezienie pracy, która jest konieczna, by utrzymać trójkę dzieci, Tylera, Kyle'a i Katie. Z pomocą przychodzą jej koleżanki, które namawiają ją do udziału w pewnym przedsięwzięciu. Helen jest wziętym prawnikiem, to ona zresztą zajęła się prawniczą opieką nad Maddie w trakcie jej rozwodu. Drugą przyjaciółką jest Dana Sue, właścicielka dobrze prosperującej restauracji. Na jaki pomysł wpadły koleżanki? Czy Maddie da się w końcu przekonać do wspólnego biznesu?
Dowiadujemy się też, jak reagują na tak trudną sytuację dzieci. Mamy tu różne reakcje. Na jednym z dzieci rozstanie rodziców odbija się szczególnie mocno, Maddie szukając wsparcia i rady znajduje przy okazji... uczucie. Czy będzie ono miało szansę na powodzenie? Przy okazji tego wątku, autorka świetnie ukazuje przywary małomiasteczkowego społeczeństwa. Mieszkańcy Serenity dość szybko godzą się ze zdradą przykładnego męża i ojca oraz jego odejściem do młodszej, w dodatku już ciężarnej, kochanki. To samo społeczeństwo nie jest już tak samo wyrozumiałe dla porzuconej żony, która chce ułożyć swoje życie na nowo. Co ciekawe, Woods stara się choć w części pokazać tę sytuację także od strony Noreen, kochanki Billa. Czy jest teraz szczęśliwa? Czy tak wyobrażała sobie swoje życie?
Nihil novi sub sole? Porzucona przez męża gospodyni domowa, która musi sobie poradzić w nowej sytuacji, to dość często podejmowany wątek w literaturze obyczajowej skierowanej do kobiet. Może to stwierdzić chyba nawet średnio zorientowana w takich książkach osoba. Po raz kolejny można się przekonać, że życie nie kończy się w chwili rozwodu, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i że nigdy też nie jest za późno, by przynajmniej spróbować zmienić coś w swoim życiu. Powieść napisana lekkim językiem, narracja nie nuży, a krój pisma jest czytelny i przyjazny dla oczu. Przeczytałam ją w kilka godzin, które spędziłam na świeżym powietrzu. Dla mnie był to bardzo przyjemnie spędzony czas. Jeśli lubicie takie historie i podobne wątki nie znudziły się Wam, sięgnijcie po tę książkę. Wydaje mi się, że prędzej zainteresuje ona kobiety mające już pewien bagaż życiowych doświadczeń, oczywiście niekoniecznie takich, jakie ma na swoim koncie bohaterka.
Sherryl Woods, "Smak nadziei", Wydawnictwo Mira/Harlequin, Warszawa 2013.