Zbiór reportaży „Schodów się nie pali” składa się z wczesnych tekstów Wojciecha Tochmana. I niestety, choć klaruje się już późniejszy styl Autora, to tę „wczesność” bardzo dobrze widać.
Zacznę od tego, że osobiście nie przepadam za krótkimi formami – dlatego rzadko sięgam po opowiadania. Podobnie rzecz ma się ze zbiorami reportaży – wolę, gdy cała książka poświęcona jest jednemu tematowi. Daje to czytelnikowi nie tylko możliwość większego zagłębienia się w temat, ale i czas, żeby podjąć jakąś refleksję, zastanowić się nad losem bohaterów. Tutaj oczywiście też można po każdym reportażu zrobić sobie przerwę, jednak lektura przebiega mimo wszystko taśmowo – około 20 stron i kolejny temat.
Inna sprawa, że ciężko dobrać tematykę tak, żeby cały zbiór był spójny. Wojciech Tochman podejmuje się różnych tematów, m. in.: pisze trochę o Wandzie Rutkiewicz, o prostytutkach, o Piwnicy pod Baranami, o poszukiwaniach zaginionych osób czy o Grzegorzu Przemyku. Jedne teksty są bardziej wciągające, inne mniej. Jedna bardziej szokujące, inne po prostu smutne.
To, co w późniejszych pracach Autora jest dużym atutem – głównie oszczędność stylu – tu nie wychodzi całości na dobre. Czasami miałam wrażenie, że temat jest przedstawiony powierzchownie. Pozostaje wiele niedopowiedzeń, które w beletrystyce są czasem nawet pożądane, jednak w książkach non-fiction raczej nie. Na przykład reportaż poświęcony matce Wandy Rutkiewicz – wielki potencjał tematyczny, jednak potraktowany powierzchownie (nasuwa mi się skojarzenie z tekstem Justyny Kopińskiej o Violettcie Villas). Jeśli komuś spodoba się temat, musi szukać informacji u innych źródeł.
Książka ta została wznowiona w 2019 roku (same reportaże pochodzą ze schyłku lat 90. XX wieku). Co prawda na końcu jest krótki rozdział zatytułowany „Przypis”, w którym Autor wyjaśnia, że w większości przypadków nie wie jak potoczyły się losy bohaterów i ich rodzin. Może jednak warto było pokusić się o głębsze ponowne zbadanie tych spraw? I zamieszczenie po każdym rozdziale stosownej adnotacji? Byłoby to zapewne dużo bardziej atrakcyjne dla czytelnika.
W sumie opisałam tu tylko mankamenty zbioru, choć nie jest on zły. Po prostu znam nowsze reportaże Autora, które bardziej przypadły mi do gustu. Uważam też, że jeśli ktoś zaczyna swoją przygodę z tekstami Wojciecha Tochmana, powinien sięgnąć chociażby po „Jakbyś kamień jadła” czy „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Teksty te są bardzo dobrze napisane i zapadają na długo w pamięć.