Tomasz Rezydent (lekarz, mąż i ojciec) zadebiutował książką "Niewidzialny front", która stanowiła zapiski z pierwszej fali pandemii. "Walka o oddech" to dziennik z późniejszego już okresu. Jak sam autor wielokrotnie powtarza stanowi on dla niego - lekarza zajmującego się pacjentami COVID-owymi, których inne szpitale z różnych powodów nie chcą lub nie mogą przyjąć - swoisty rodzaj terapii.
Autor przedstawia kulisy walki o każdego pacjenta, a przy tym uzmysławia jak cienka jest granica między życiem i śmiercią. Potrafi w przystępny sposób tłumaczyć sposoby postępowania z pacjentami, wyjaśnia czym się różnią używane do ratowania życia sprzęty i w jakich sytuacjach się je stosuje. Zwraca również uwagę, że nabranie takiego doświadczenia jak na oddziale COVID-owym w normalnych warunkach trwałoby latami - tragiczne sytuacje pacjentów i braki kadrowe wymuszały niejednokrotnie natychmiastowe działanie. Kiedy tylko mógł podpytywał bardziej doświadczonych członków personelu o różne szczegóły i prosił o pokazywanie i tłumaczenie poszczególnych czynności, a także nadzorowanie jego samodzielnych działań, by jak najwięcej się nauczyć i w miarę możliwości przygotować się do działania w najtrudniejszych sytuacjach, w których nie będzie nikogo bardziej doświadczonego.
Nie brakuje chwil złości, uczucia beznadziejności sytuacji oraz bezsilności, jak również komentarzy co do absurdalnych decyzji osób na wysokich stanowiskach, które zamiast zabezpieczać środki i organizować miejsca, sprzęt i kadrę do walki z wirusem, dbają jedynie o przedstawianie "odpowiednich" statystyk i o swoje "dobre" imię.
Książka jest napisana w taki sposób, że czytelnik odnosi wrażenie, jakby stał obok i obserwował kolejne podłączenia pacjentów do rozmaitych sprzętów, które mają za zadanie monitorować czynności życiowe, wspierać funkcjonowanie organizmu lub przywracać te czynności życiowe. Autor stara się jak może, by jego relacje były spokojne i rzeczowe, ale zdarzają mu się sytuacje, w których kumulacja negatywnych emocji bierze górę i ostro komentuje różnego rodzaju absurdy, wobec których niejednokrotnie jest bezsilny. Bardzo przychylnie wypowiada się natomiast w kontekście swoich przełożonych, ale również innych członków zespołu - lekarzy, pielęgniarek itp. Tych pierwszych ceni za doświadczenie, przyjazną atmosferę, gotowość do dzielenia się wiedzą, branie dyżurów, bo nikt inny z dostępnego personelu nie może (izolacje itp.) oraz za zatroszczenie się o miejsca dla pacjentów i gotowość ich przyjmowania pomimo tego, że inne szpitale z różnych powodów tego nie robią. Pielęgniarki ceni za ogromne pokłady empatii, heroiczną pracę, niesamowite inicjatywy, żeby ulżyć pacjentom, a także nieustanną czujność, by każdemu udzielić pomocy na czas i to często w najmniej spodziewanych, a zarazem krytycznych momentach.
Moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa dla każdego, ponieważ pokazuje, z czym tak naprawdę mierzył się personel szpitala, gdy spora część naszego społeczeństwa bagatelizowała obostrzenia. Wbrew pozorom nie tylko starsze osoby umierały, zdarzali się również młodzi bez tzw. chorób współistniejących. Co mnie szczególnie zaskoczyło to fakt, że mimo pobytu na oddziałach, na których ludzie z powodu COVID-19 nie byli w stanie samodzielnie oddychać, a często po odłączeniu od respiratora stawali się inwalidami (o ile w ogóle przeżyli) znajdywali się tacy (również pacjenci), którzy uparcie twierdzili, że wirus nie istnieje...
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i zdaję sobie sprawę, że moja recenzja jest dość chaotyczna, ale po lekturze moc myśli krąży mi po głowie i o wielu sprawach nie wspomniałam (tragedie wielu rodzin), bo pewnie jest tu limit słów. "Walkę o oddech" po prostu trzeba przeczytać, bo przedstawionych emocji towarzyszących codziennemu obcowaniu ze śmiercią, ale i tych, które towarzyszyły personelowi, gdy udało się uratować jakieś życie, nie jestem w stanie oddać w recenzji...
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.