W końcu przyszła pora na to, żebym dowiedziała się, jak zakończy się historia Jamesa i Ruby. Z jednej strony bardzo chciałam dowiedzieć się, co będzie na końcu i jak autorka to zakończy, ale z drugiej tak mocno związałam się z tą historią, że nie chciałam jej kończyć. No ale stety lub niestety, Save us mam już za sobą. Teraz więc podzielę się z Wami tym, co siedzi mi w głowie po lekturze całej serii. Od razu zaznaczę, że jeśli nie czytaliście poprzednich tomów, to uważajcie, ponieważ w recenzji mogą naleźć się spoilery.
Czy James i Ruby będą w stanie się ocalić? A może zniszczą siebie nawzajem? Ruby została zawieszona w prawach ucznia i nie może uczęszczać na zajęcia. Wszystko przez... Jamesa. Dziewczyna nie może w to uwierzyć. Ukochany nie mógł jej tego zrobić, nie po tym, co razem przeszli. Teraz oboje będą musieli zastanowić się, czy ich światy nie są zbyt odległe od siebie, żeby ten związek miał rację bytu.
No cóż, ten tom był równie mocno napełniony akcją, co poprzednie dwa, jednak... coś mi tutaj nie zagrało. No ale nie będę już wychodzić na przód, zacznę standardowo od bohaterów. Z tą różnicą, że nie wspomnę o głównej dwójce, ale skupię się na tych pobocznych.
Ember to młodsza siostra Ruby. Jej ogromną pasją jest moda. Sama projektuje i szyje ubrania, a także prowadzi bloga, na którym pokazuje, że dziewczyny z rozmiarem XXL też mogą wyglądać świetnie. Ma głowę pełną pomysłów i zawsze jest gotowa do pomocy. Bardzo polubiłam tę bohaterkę, głównie za jej bardzo pozytywne podejście do życia. To nie jest osoba, dla której szklanka jest do połowy pusta. Ember to zdecydowanie ogromna inspiracja i cieszę się, że autorka postanowiła wpleść do tej historii tak potrzebny wątek samoakceptacji.
Lydia to siostra Jamesa i o niej wspominałam już w recenzji Save you. Tutaj jednak chciałabym napisać o niej coś więcej. Kiedy poznałam ją na samym początku, pomyślałam, że jest to kolejna zarozumiała pannica z dobrego domu. Jakie duże było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Lydia to wrażliwa, przyjacielska i kochająca młoda kobieta. Nie da się ukryć, że i ta bohaterka wzbudziła we mnie mnóstwo ciepłych uczuć i z ciekawością czytałam kolejne rozdziały pisane z jej perspektywy.
Alistar to jeden z przyjaciół Jamesa. Choć w tej książce było go zdecydowanie więcej i mogłam już stworzyć jakieś zdanie na jego temat, to i tak nie jestem w stanie powiedzieć za dużo. Jest to bohater, który musi zmagać się na co dzień ze swoją orientacją seksualną, która nie oszukujmy się - nie jest zbyt dobrze postrzegana. Przy tej postaci miałam wrażenie, że Mona Kasten na siłę chciała wpleść do historii wątek homoseksualizmu, który w literaturze jest teraz “na topie”. Nie do końca mi się to podobało, ale no cóż.
Wren to kolejny przyjaciel Jamesa. Ten bohater chyba najbardziej mnie zaskoczył z całej tej czwórki. Pozował na takiego, co to ma tyle lasek i chodzi na tyle imprez, że głowa mała, ale gdy jego rodzinę dosięgły problemy finansowe, już nie mógł dłużej tego ciągnąć. Zdecydowanie bardziej polubiłam tego Wrena mieszkającego w małym domku i przyjaźniącego się z pewną bohaterką niż tego wiecznie pijanego imprezowicza.
Przy lekturze tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że nie cierpię ojca Jamesa i Lydii. Jest okropną, obrzydliwą i podstępną kanalią, której w życiu nie chciałabym spotkać na swojej drodze życiowej. Choć osiągnął pewne sukcesy, to gardzę nim jako człowiekiem i rodzicem. Myślę też, że nie ma chyba osoby, która by chociaż trochę obdarzyła tego bohatera sympatią.
Akcja w Save us ze strony na stronę stawała się coraz bardziej wciągająca, jednak nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak drugi tom, który był tym najlepszym w całej serii. Niestety, tom trzeci był najsłabszy i szczerze mówiąc, nie wiem do końca, co sprawiło, że tak myślę.
Mimo wszystko uważam, że Save us to bardzo dobre zakończenie historii Ruby i Jamesa, choć jednak czuję pewien niedosyt. Może powstanie jeszcze jakiś czwarty tom w przyszłości? Jeżeli jeszcze nie znacie tej serii, to nie mam pojęcia, jak i dlaczego. Myślę, że po te książki powinien sięgnąć każdy czytelnik romansów - nie zawiedzie się.