Bajkę o Czerwonym Kapturku wszyscy dobrze znają. Od najmłodszych lat słyszeliśmy o złym wilku który to pożarł biedną babcię i Bogu ducha winną dziewczynkę. Ale co jeśli zamiast wilka, otrzymamy wilkołaka i wieczną miłość? Cóż, wtedy historia nabiera całkiem innego znaczenia…
Akcja rozgrywa się w Daggorhorn – maleńkiej wiosce, która od lat terroryzowana jest przez złego wilka. Co miesiąc wieśniacy składają mu ofiarę w postaci swoich zwierząt hodowlanych, modląc się, że w ten sposób stłumią jego gniew. To właśnie tam wraz z matką, ojcem i siostrą mieszka Valerie. Niezwykle intrygująca, młoda dziewczyna ma też babcię, która to zamieszkuje pobliski las. Życie biegnie spokojnym tempem, aż do dnia ataku wilka na siostrę dziewczyny – Lucy. W tym samym czasie do wioski przybywa dawny przyjaciel bliski jej sercu, Peter oznajmiając jej, że jest zaręczona z Henrym – bogatym synem kowala. Po następnej śmierci, przybywa pogromca wilkołaków i oznajmia wszystkim, że wilk żyje wokół nich. Jak na złość okazuje się, że Valerie posiada dar – rozumie mowę wilków. Ten każe jej opuścić miasto nim mini Krwawy Księżyc, bo inaczej zabije wszystkich których kocha. Młoda dziewczyna staje przed trudnym wyborem, zwłaszcza, że ma już podejrzenia co do tożsamości mordercy.
Do książki podchodziłam dwa razy. Ale, jak to się mówi „do trzech razy sztuka”, zasiadłam ponownie. I udało się. Po pierwszym rozdziale zapomniałam o otaczającym mnie świecie i wraz z główną bohaterką przeżywałam jej rozterki miłosne, ból jak i cierpienie po stracie najbliżej osoby. Pomimo znienawidzonej przeze mnie narracji trzeciosoobowej zostałam wciągnięta w wir wydarzeń z wilkiem w roli głównej.
„Dziewczyna w czerwonej pelerynie” to bajka dla dorosłych, w której nie brak namiętności i pasji. Autorka porwała się na naruszenie oryginału, pokazanie go w innym świetle i udało jej się to. Od samego początku wszystko owiane jest tajemnicą. Intrygujące postaci – a mamy ich tutaj całkiem sporo, bogato zilustrowane otoczenie sprawia, że zamykając na moment oczy mamy wrażenie, że jesteśmy na zaśnieżonym polu wraz z Peterem lub Harym i przeżywamy z nimi chwile uniesienia. Od książki nie wymagałam dużo, jednak dostałam kawał dobrego literackiego popisu, o którym mogłam tylko marzyć.
Prosty i nieskomplikowany język ułatwia czytanie. Fabuła jasno nakreślona, pięknie prowadzi nas od jednego wątku do drugiego, wplatając między nie akcję, grozę i nutę erotyki. Jest magia, jest pasja – cóż chcieć więcej. Czasami nie dowierzałam, że całość powstała na podstawie scenariusza. Ale tak właśnie było. I wcale nie wypadło tak blado, jak każdy myśli. Wręcz odwrotnie. Dodając do tego piękną oprawę graficzną i bogaty środek, otrzymujemy naprawdę bardzo dobrą książkę, na wolne chwile.
Zainspirowana filmem, sięgnęłam po książkę. Sceptycznie nastawiona zaczęłam a skończyłam z wypiekami na twarzy, tak jak przy oglądaniu. Mimo iż jestem zagorzałą przeciwniczką przenoszenia dzieła z ekranu na papier, tutaj jednak muszę zrobić wyjątek. Historia jaką otrzymujemy w „Dziewczynie w czerwonej pelerynie” jest idealna dla osób lubiących niepewność i nieprzewidywalne zakończenia. Do tego polecam czytać książkę wraz z soundtrackiem do filmu – wtedy atmosfera jest wręcz nie do opisania. Ja z pewnością jeszcze nie raz wrócę do obu wersji, by ponownie znaleźć się w średniowiecznym czasie, gdzie miłość jest silniejsza niż strach.
Ocena: 5/6