'' Studnia '' Grzegorza Filipa to niewielka objętościowo książka która posiada w sobie wielką ilość treści . Treści która wywraca emocje czytelnika na drugą stronę . Mnie lektura tej książki bardzo poruszyła i mam nadzieję że poruszy wszystkich czytelników którym nieobce są relacje na płaszczyźnie rodzic - dziecko . Na początku poznajemy Janusza . Człowieka już nie pierwszej młodości , byłego wykładowcę uniwersyteckiego . Janusz po śmierci żony i wyjeździe córki do Londynu mieszka sam , chociaż ma , powiedzmy trywialnie dochodzącą przyjaciółkę Irenę . Kiedy go poznajemy , właśnie niecierpliwie kręci się po sali przylotów na lotnisku w oczekiwaniu na córkę która ma przylecieć ze swoimi synami z Londynu . Pierwszy raz po dziesięciu latach . Dużo wydarzyło się między córką a ojcem przed jej wyjazdem , dużo wydarzy się jak w końcu wysiądzie z samolotu i ' obejrzy ' swój rodzinny kraj i swoje miasto po dziesięciu latach nieobecności . Spotka się też ze swoimi przyjaciółmi ze studiów . Te spotkania też będą brzemienne w skutkach . Książka generalnie jest o potrzebie bliskości , ale też i o różnym jej rozumieniu . Na stronie 26 czytamy '' W domu , wypełnionym równymi oddechami , znów był sam '' . Właściwie powinien się już do samotności przyzwyczaić , jednak tak wiele obiecywał sobie po przyjeździe Grażynki swojej córki , którą przecież tak bardzo kocha . Tak bardzo że próbował nawet w pewien sposób '' ucórczyć '' gosposię , młodą emigrantkę ze wschodniego kraju , która przychodzi by mu sprzątać mieszkanie . A której zdjęcie Grażyna znajdzie w szufladzie i wszystko zupełnie opacznie zrozumie . Ojciec chce i potrzebuje bliskości , ale nie potrafi się o nią postarać , jest bezwolny i podporządkowany . Nie potrafi powiedzieć jasno , dobitnie i stanowczo że chce porozmawiać , wyjaśnić , wytłumaczyć . A Grażyna ? , straszną poczułam do niej antypatię , a to znaczy że postacie są naprawdę bardzo dobrze pokazane , psychologicznie pogłębione , skoro wywołują u mnie tak duże emocje . Miejscami miałam ochotę krzyczeć za Janusza , by córeczka zabierała swoich synów , których nota bene podrzucała ojcu jak kukułcze jaja wybywając z dom , i wracała skąd przyjechała . Taka była jej ucieczka , taki sposób na unikanie ojca i rozmów z nim . Taki sposób na siebie , nie pozwolić sobie na emocje . Bo to twarda kobieta była :) . Ale taka jak żółw który po to ma twardą skorupę , by nie zobaczyć jak miękki jest w środku . Grażyna nie może i nawet nie stara się zrozumieć ojca , ma o nim wyrobione zdanie , jeszcze to z dzieciństwa . Po śmierci matki , ojciec się pogubił. Odszedł z uniwersytetu , żeby zmienić środowisko . Tak twierdził . Codziennie wysiadywał na cmentarzu . W niej córce szukał oparcia , a ona nie widziała się w takiej roli . Jednak w końcu zdarzy się coś co sprawi że Grażyna zmieni zdanie o ojcu , matce , swoim obecnym i ówczesnym życiu . Relacje międzyludzkie są czasami trudne , każdy ma swoje ' za uszami ' , pisanie o nich w sposób wywołujący emocje o dużym natężeniu , jeszcze trudniejsze . Autorowi jednak się udało doskonale . To jedna z tych książek o których się długo myśli,a i potem , dobrze pamięta i często '' podstawia '' siebie i swoje relacje z tymi którzy powinni z definicji być najbliżsi .....