Dla wielu z nas Ewa Szelburg-Zarembina znana jest jako autorka książek przede wszystkim dla dzieci. Swego czasu jej utwory były na liście lektur szkolnych, a jej wiersze przewijały się przez podręczniki na wczesnym etapie edukacji. Tymczasem okazuje się, że pisała ona także dla dorosłych, i to pisała w sposób zachwycający, o czym można przekonać się, czytając "Samotność". Sama cierpiała w życiu i to cierpienie znalazło odzwierciedlenie w twórczości dla czytelników dojrzałlszych, dostrzegających więcej niż to, co słonko widziało.
"Samotność" to tomik niewielki i niepozorny. Zawiera siedem opowiadań, w których motywem przewodnim jest samotność kobiet na różnym etapie życia. Tytułowe uczucie odmieniane jest tutaj przez wszystkie przypadki, a wśród bohaterek pojawiają się: matka, przyjaciółka, mężatka, pacjentka, spacerowiczka. Są to kobiety w wieku średnim i podeszłym, a zatem w wieku, kiedy życie zaczyna doskwierać dotkliwiej. Kobiety żyjące w pojedynkę lub w związkach, co pokazuje, że przed samotnością tak naprawdę nikt ani nic uchronić nie może.
Tytułowe uczucie jest tutaj zawsze przejmujące, smutne, wynikające raczej z przymusu niż z wyboru. Nie ma dobrowolności w wyborze samotności. Można wybrać styl życia polegający na kontaktach z innym, a mimo to czuć się opuszczonym, niezrozumianym, niepotrzebnym. Opowiadania Szelburg-Zarembiny to nie jest typ prozy budującej, bo pesymizm sączy się tutaj z wielu akapitów, odbierając nadzieję w sposób definitywny bądź nie dając szans na pomyślne rozwiązania i wydostanie się z gęstych, obezwładniających odmętów osamotnienia.
Tomik w wieku zaawansowanym, ale wydany z dbałością o szczegóły, wzbogacony ilustracjami Ewy Frysztak, pięknymi, nieoczywistymi, utrzymanymi w odcieniach szarości, czerni i mojego ukochanego, nostalgicznego, fioletu. Nie jestem kinestetykiem, ale gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, jaki kolor ma samotność, powiedziałabym, że to zamglony, ciemnofioletowy odcień śliwki, ciemny tak, że balansuje na granicy czerni.