Bohdan Petecki, znany bardziej starszemu gronu czytelników polski pisarz gatunku science fiction ale również autor powieści młodzieżowych, a z zawodu dziennikarz. Stworzył kilkanaście słuchowisk, a trzy jego powieści sensacyjne zostały opublikowane pod pseudonimem Jan Artur Bernard. Pierwszą powieścią z gatunku fantastyki była wydana w 1971 r. książka „W połowie drogi”. Autor niestety zmarł po ciężkiej chorobie całkiem niedawno bo w listopadzie 2011 r. To z pewnością wielka strata dla całego świata literackiego. Starsi entuzjaści science fiction pamiętają, że w latach 70-tych Petecki znajdował się w czołówce najpopularniejszych polskich pisarzy tego gatunku. Nazywany był nawet Karolem Mayem polskiej fantastyki. Niestety nie udało mi się znaleźć jego zdjęcia.
Książka „Tylko cisza” została wydana po raz pierwszy w 1974 r. przez znane wówczas wydawnictwo Iskry. Parę lat temu „spotkałam się” po raz pierwszy z Peteckim, czytając „Operację wieczność”. Mam zamiar całkiem niedługo odświeżyć sobie tę książką. Ta pozycja wywarła na mnie wielkie wrażenie dlatego też, gdy nadarzyła się okazja przeczytania kolejnej powieści, nie miałam żadnych wątpliwości żeby wziąć ją do ręki.
Akcja powieści dzieje się w dalekiej przyszłości. Ludzie osiągnęli już taki postęp cywilizacyjny, że wysyłają swoich przedstawicieli w kosmos w celu odnalezienia istot pozaziemskich. I właśnie po takiej misji trwającej dziesięć lat, wraca na Ziemię Ornak wraz ze swoim przyjacielem. Od początku zauważa pewne niepokojące sygnały dotyczące zmian na jego ojczystej planecie. Powitanie nie jest takie jakiego się spodziewał, ludzie nie są tacy jacy powinni być. Bohater krok po kroku zostaje wprowadzany w wielki plan, który ma stworzyć ludziom lepsze warunki do życia w przyszłości.
Okazuje się, że podczas dziesięciu lat nieobecności Ornaka, ludzie wymyślili coś w rodzaju generatora pola siłowego, który może zastępować ściany budynków ale też praktycznie każdy materiał. Ta nowa wiedza będzie potrzebna aby chronić wszystkich mieszkańców Ziemi, podczas ich osiemdziesięcioletniego snu. Snu, dzięki któremu matka Ziemie się zregeneruje i przyroda dojdzie do stanu równowagi. Na całej planecie zaś ulokowani będą strażnicy, którzy budząc się co dwadzieścia lat, będą pilnować aby pozostałym ludziom nie zakłócono snu. Pracownicy Centrali natomiast zostali wysłani w Wszechświat w poszukiwaniu obcych form życia. Wrócą, gdy dobiegnie czas snu mieszkańców Ziemi. Bohater w przeddzień tak wielkiego wydarzenia, dowiaduje się również, że sam będzie jednym ze strażników pilnujących planetę. Budzi się więc po dwudziestu latach, zmieniając poprzednika ale okazuje się, że nie wszyscy na Ziemi smacznie śpią pod ochroną niewidzialnych ścian. Ornak przekonuje się też, co oznacza słowo cisza na uśpionej planecie. I jak nieznośna może ona być.
Książka jest moim zdaniem genialna. Przedstawia ludzkość w tak niewyobrażalnej koncepcji futurystycznej, że aż strach o tym myśleć. Autor doskonale nakreślił psychikę człowieka, będącego w kompletnej ciszy. Człowieka, który pozostaje w swojej samotni wiedząc, że w każdej chwili może ten stan przerwać. Człowieka, który popada w obłęd słysząc tylko ciszę. Oprócz tego świetny pomysł, który de facto może w dalekiej przyszłości się zrodzić. Czy ludzkość będzie w stanie poświęcić się dla dobra planety? Myślę, że jest to dobre pytanie.
Istnieje też drugie dno. Pisarz pokazuje nam, że nasze wyobrażenia (marzenia) skonfrontowane z rzeczywistością, spełnione, nie zawsze są dla nas zadawalające. Uważam też, że książka jest idealnym materiałem na film. Nie kojarzę by stworzono jakiś, który zawierałby tak genialną wizję przyszłości naszej planety.
Myślę, że dla fanów gatunku science fiction to lektura obowiązkowa. Nie można nie znać tej pozycji. Polecam.