Nie od dziś wiemy, że historia lubi się powtarzać. I nie jest to pusty slogan, a fakt, o którym życie co jakiś czas przypomina. Wszystko, co było, zdarzy się ponownie. Nie inaczej jest z historiami ludzi, którzy mają swój los z góry wyznaczony, a ścieżki ich życia – czy tego chcą, czy nie – już wytyczone. „Chata za wsią”, a w niej ludzie i sielski, zaściankowy klimat, wszędobylskie umysły i wszystko widzące oczy. Skąd my to znamy? Gnuśność, zabobon, sprawdzone stare wierzenia i przekonania, których nic nie jest w stanie zmienić. Prawdy starych powtarzane młodym. Wieś... I w tym tłumie Cyganie. Najpierw zajechali niepewnie, by potem z dobytkiem kowalskim się rozłożyć i osiąść na tyle, na ile ich natura wagabundów pozwoliła. Bo dusza cygańska nie zna adresu, nie zna domu jednego, nie zna życia całego w jednym miejscu. Ale jest wśród nich Tumre, ambitny młodziak, którego wnętrze i umysł nijak nie pasują do swoich, i gdy inni idą dalej wołani przez wiatr z dala, zostaje z niczym. Z niczym lecz z żoną u boku. I tu zaczyna się życie, jakiego ani on, ani ona się nie spodziewali. Ani oni, ani tym bardziej czytelnik, który w zamroczeniu jakimś cicho dodaje im otuchy i dopinguje nawet, bo los musi się wreszcie odwrócić.eŻe wiatr musi wreszcie zmienić siłę. Że tak nie może być, jak jest. Łzy, ból, ogień zniszczenia i okrutni ludzie, którzy swym zachowaniem powoli wsadzają sztylet w tą dwójkę ubogich. Życie! Jakżeż ono jest niewiadome, jakże nieprzewidywalne. Bądź prawy i dobry, a ono tym samym ci wynagrodzi – płyną słowa z ambony. Ale, co zrobić, gdy owa prawość nie karmi chlebem, nie daje owsa, kartofli ani mąki? Co zrobić, gdy owa dobroć wystawiana jest na ludzką zawiść i łamie naszą wiarę? Co zrobić, gdy śmierć staje u marnych drzwi i bez pukania wchodzi do środka by zabrać co swoje?
Józef Ignacy Kraszewski ponad sto lat temu napisał powieść, która nie dość, że jest do dziś aktualna, to na dodatek czytanie jej sprawia ból. Płaczesz do wnętrza. Nie umiesz poradzić sobie z gniewem, jaki się w tobie rodzi. Treść, jaką autor zamknął w okładkach „Chaty za wsią” nie pozwala się odizolować, wnika w ciebie całego. Wstrząsa trzewiami, rani serce, spłyca oddech goryczą zatykając gardło. Czujesz wielką niemoc.
Powieści nie sposób odłożyć, bo wszystko w niej przeraża prawdziwością i trzyma cię, pęta wręcz. Personalizujesz się z bohaterami, wchodzisz w ich buty, stajesz się jednością z tekstem. Ta powieść spowija cię niewytłumaczalną magią, sielski opis sprawia, że na początku czujesz się w owej książkowej scenerii bardzo dobrze, wygodnie wręcz, ale to miłe powitanie zamienia się w walkę. Na nieboskłonie pojawiają się czarne chmury, bieda zagląda przez okna, głód chłodzi kości.
Życie – jakże ono często boli, jakże ono rani. Jakże ono jest czasem bezwzględne...
Trudno mi pisać o tej powieści. Dlaczego? Bo jest tak prawdziwa i tak dobra, że wystarczy jedno słowo.
Moja. Moja ulubiona książka.
Moja najlepsza.
Moja na zawsze.