„Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa C., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego wieczora po prostu aresztowany”. Tak można by – fragmentem Procesu Franza Kafki – sparafrazować wydarzenia, jakie miały miejsce 11 września 1952 roku w jednej ze szczecińskich kamienic. Wtedy to około 22.30 oczom milicjantów wezwanych przez męża zaginionej Ireny Jarosz ukazał się makabryczny widok – poćwiartowane i bezgłowe zwłoki kobiety w mieszkaniu Józefa Cyppka.
Władza ludowa w obawie przed wybuchem niepokojów sprawę załatwiła szybko, błyskawiczne śledztwo, jeszcze szybszy proces, potem wyrok i egzekucja. Józef Cyppek zabrał swoje tajemnice do grobu. Nie sprawdzono, czy mógł mieć na sumieniu jakieś inne zbrodnie. Z przecieków ze śledztwa narodziła się legenda, według której Cyppek zabił kilkadziesiąt osób, a ludzkie mięso po przemieleniu sprzedawał niemieckim handlarzom na bigos. Odcięte głowy topił w jeziorku Rusałka (przynajmniej tak zrobił z ostatnią ofiarą).
Do dziś nie wiadomo, ile jest prawdy w opowieściach o serii przypisywanych mu zabójstw, ale zastanawia, po co wyciął swojej ofierze wnętrzności? W prośbie o ułaskawienie skierowanej do Bolesława Bieruta twierdził, że zabił jego sąsiad, z którym brał udział w libacji i któremu towarzyszyła kochanka. Milicja Obywatelska nawet ich nie przesłuchała, nie zbadano odcisków palców na narzędziach zbrodni: młotku, nożu i pile. Dlaczego? Oparta na aktach sprawy rekonstrukcja najpotworniejszej zbrodni w powojennej historii Szczecina. W 2020 roku na ekranach kin ma zagościć inspirowany tą historią film Miasto nocą.
"Po wejściu do mieszkania zauważyłem na stoliku 5. butelek piwa porteru i 1/4 litra wódki, w pierwszym pokoju zauważyłem leżące na krześle ubranie Jarosza Józefa, wszedłem do drugiego pokoju z ob. Jaroszem, gdzie zauważam pierzynę, która leżała na leżance, w tem w czasie ob. Jarosz podszedł do drugiej leżanki i zauważył w prześcieradle zawinięte ciało zamordowanej jego żony."
Józef Cyppek został okrzyknięty szczecińskim ludożercą. Kim tak naprawdę był? Urodził się w 1895 roku w Opolu. Jego matka była Polką, zaś ojciec Niemcem. W 1915 roku powołano go do wojska. W czasie II wojny światowej stracił dwóch synów i żonę - Polkę. Z zawodu był ślusarzem. Pracował w szczecińskiej zajezdni tramwajowej w dzielnicy Braunsfelde (obecnie Pogodno). Zawsze czuł się Niemcem, o czym może świadczyć wytatuowana pod pachą swastyka. 3 listopada 1952 roku został powieszony za morderstwo.
"W tych czasach morderstwo, nawet niebywale brutalne, nie było czymś niezwykłym. Ludzie w kraju tak wyniszczonym po wojnie i tak niebezpiecznym mieście prawie na co dzień widywali wiele zła, a mimo to zbrodnia dokonana przez "Rzeźnika" nawet w nich wzbudzała dreszczyk grozy."
Abyśmy w pełni poznali i zrozumieli historię fenomenu legendy Józefa Cyppka autor przybliża nam historię powojennego Szczecina, a przede wszystkim specyficznej dzielnicy, jaką było Niebuszewo. Był to tzw. tygiel wielu kultur, grup etnicznych i wyznań.
"Makabryczne okoliczności zbrodni, tempo śledztwa, a nawet brak informacji - wszystkie te czynniki przez lata sprzyjały tworzeniu się różnych plotek i podejrzeń. Jedne są bardziej, a drugie mniej prawdopodobne. To właśnie dzięki nim Józef Cyppek stał się legendą, która żyje do dzisiaj."
Zastanawiające jest to, jak można było, że tak powiem spaprać śledztwo. Wyrok na Cyppka zapadł już w dniu aresztowania, nikogo nie interesował prawdziwy przebieg zbrodni. Aż trudno uwierzyć, że nikt nic nie słyszał, ani niczego nie widział. Odcięcie kończyn i głowy Ireny Jarosz jest logiczne, jeśli Cyppek chciał niepostrzeżenie pozbyć się zwłok. Ale po co usuwał organy wewnętrzne? Dla mnie to nielogiczne, bo przecież tylko nieznacznie zmniejszyłyby ciężar ciała. Drugą sprawą, która budzi wątpliwości jest to, dlaczego serce i wątroba zamordowanej znalazły się na talerzach w kredensie? I dlaczego milicja nie pytała o to oskarżonego?
"Morderstwa dokonałem około godziny 11:00. Nie słyszałam, aby ktoś w tym czasie dobijał się lub pukał do mojego mieszkania. Zwłoki poćwiartowałem dlatego, że w całości trup nie zmieściłby się w worku, w którym zaniosłem poszczególne części ciała. Brzuch rozprułem i wnętrzności wyjęłam także z tych samych powodów, inaczej wszystko nie zmieściłoby się w worku, który był bardzo mały."
Wyraźnie widać ile w tę historię Jarosław Molenda włożył swojego zaangażowania. To godziny mozolnej analizy akt sprawy oraz wyszukiwania wszelkiego rodzaju informacji. Autorowi udało się zainteresować mnie tą historią już od pierwszej strony i zmienić moje spojrzenie na tę ani prostą, ani oczywistą sprawę. Wraz z dociekliwością pana Jarosława i z każdą kolejną przewracaną stroną, chciałam wiedzieć więcej. W mojej głowie mnożyły się pytania, pojawiało się wiele wątpliwości, niejasności, a przede wszystkim zagrały wielkie emocje. Przerażenie, strach, lęk, mrok, zło... wszystko to zostało podsycone subiektywnymi zdjęciami, których jest około stu.
Co ciekawe, autor nie poprzestaje tylko na samej historii Cyppka. Przytacza również przypadki innych morderców, abyśmy mieli jakieś porównanie. W tym kontekście szeroko została przedstawiona zbrodnicza natura ludzka, motywacje zabójców, jak i sposoby ich działania i postępowania ze zwłokami.
"Rzeźnik z Niebuszewa. Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u?" jest próbą wyjaśnienia legendy o makabrycznym zbrodniarzu. To dziennikarskie śledztwo Jarosława Molendy na najwyższym poziomie! Czy mamy do czynienia z psychopatą, mordercą i kanibalem (czyli polskim Hannibalem Lecterem), czy kozłem ofiarnym władzy PRL-u? Jedno jest pewne. Józef Cyppek zabrał swoje tajemnice do grobu i prawdopodobnie nigdy nie dostaniemy na wiele pytań odpowiedzi. Czy legenda o bigosie z "ludziną" jest prawdziwa? Czy to Cyppek naszykował na talerzyku wątrobę i serce pani Ireny? Czy peklował i handlował ludzkim mięsem? Jeśli interesuje Was co zostało przypisane Cyppkowi - sięgnijcie po "Rzeźnika z Niebuszewa". Otrzymacie prawdę i fakty!